Turcja poszukuje ropy i gazu ziemnego z większym zacięciem niż jakikolwiek inny europejski kraj. Według danych Bloomberga jeszcze 31 grudnia posiadała 26 wież wiertniczych. Dziś, jak ogłosiło tureckie Ministerstwo Energetyki, jest ich już 34. Pod względem ilości pływających platform pokonała nawet Norwegię, od kiedy zwiększyła liczbę odwiertów na Morzu Czarnym i Śródziemnym. W ubiegłym roku kraj ten wydał na poszukiwania złóż aż 610 mln dol., w porównaniu do zaledwie 42 mln dekadę temu.

Turcja, która według prognoz MFW będzie w tym roku rozwijać się w tempie 3,5 proc., szuka własnych zasobów energii, by choć trochę uniezależnić się od dostaw z Iranu, Iraku i Rosji. „Jeśli istnieje kraj, który potrzebuje energii, to jest nim Turcja” – uważa Darren Engels, analityk z FirstEnergy Capital w kanadyjskim Calgary. „Miejscowe firmy są jednak dalekie od zaspokojenia tych potrzeb” – dodaje.

Państwowa spółka Turkish Petroleum (TPAO) działa na terenie Libii, Iraku, Azerbejdżanu, Kolumbii i Kazachstanu; musi jednak spróbować poprawić wyniki na własnym terytorium, jeżeli zamierza osiągnąć cel, za który postawiła sobie pokrycie zapotrzebowania Turcji na energię do 2023 r. Według danych amerykańskiej Administracji Informacji Energetycznej (EIA) w samym tylko 2011 r. Turcy zużyli ok. 258 mln baryłek ropy i gazu.

>>> Czytaj też: PGNiG zaczęło wydobywać ropę i gaz z norweskiej części Morza Północnego

Reklama

By przyspieszyć poszukiwania tych surowców 21 grudnia turecki rząd złożył w parlamencie projekt ustawy o ropie naftowej. W środowym wywiadzie minister Energetyki Taner Yildiz powiedział, że zamierza „uczynić z Turcji jedną z największych światowych gospodarek do 2023 r.”. By plan ten się powiódł, Turcja musi jednak „odnaleźć zasoby surowców energetycznych”. EIA podaje, że w 2011 r. kraj ten importował aż 92 proc. ropy i 98 proc. gazu. Skala importu powoduje, że rośnie turecki deficyt obrotów bieżących, który napędza inflację i zagraża rozwojowi gospodarki.

W projekcie ustawy nie ma już zapisu o specjalnych prawach TPAO do poszukiwań złóż ropy i gazu na terytorium Turcji. Rząd robi, co może, żeby przyciągnąć zagranicznych inwestorów, bo tylko we współpracy z nimi eksploracja będzie się opłacać. Wraz z Shellem TPAO zamierza w 2015 r. rozpocząć odwierty u wybrzeża Antalyi, na Morzu Śródziemnym.

Problemem jest położenie kraju, który przecinają dwa aktywne uskoki tektoniczne, utrudniające odnalezienie pokaźnych złóż. Jak na razie, z dziennym wydobyciem w wysokości 44 tys. baryłek ropy, Turcja nie może równać się z Norwegią, która w 2011 r. każdego dnia wydobywała ich ok. 2 mln. W Rosji liczba ta wyniosła aż 10 mln baryłek.

Przyszłość rozwijającej się w szybkim tempie Turcji w dużej mierze zależy od tego, czy kraj będzie w stanie zapewnić sobie stałe, bezpieczne dostawy energii. W 2012 r. około połowy tureckiego importu ropy pochodziło z Iranu, a amerykańskie sankcje gospodarcze sprawiły, że Turcja musiała jednocześnie kupować paliwo od Arabii Saudyjskiej, Libii i Rosji.

>>> Polecamy: Sierakowska: Irańskie sposoby na zachodnie sankcje

ikona lupy />
Ropa naftowa / ShutterStock