Każdy region czy miasto stara się przyciągnąć inwestorów, zwykle zagranicznych, kusząc ich ulgami podatkowymi, preferencjami i zachętami. Przy podejmowaniu tych działań zwykle jednak zapomina się o polskich przedsiębiorcach działających na danym terenie. Oni nie mogą korzystać z nowo proponowanych preferencji i przenieść swojej działalności do nowego miejsca.
Zwykle bowiem koszty takiego manewru są zbyt duże. Co więcej, strefa ekonomiczna stwarza lepsze warunki dla nowych przedsięwzięć w stosunku do starych, a to można by nazwać nieuczciwą konkurencją. Władzom lokalnym bardzo zależy na nowych miejscach pracy, są dla nich skłonni zrezygnować z potencjalnych dochodów podatkowych. Intuicyjnie można to zrozumieć. Jednak zbyt często zapomina się o drugiej stronie medalu, czyli likwidowaniu miejsc pracy poza strefami w wyniku nierównej konkurencji.
I to miejsc tworzonych głównie przez rodzimych przedsiębiorców. Bardzo trudno jest odrobić wyższą marżą różnicę wobec tego, co zyskuje się, nie płacąc podatków dzięki obecności w strefie ekonomicznej. W Polsce działa 14 stref. Oferują zwolnienie podatkowe, działkę pod inwestycje po konkurencyjnej cenie, darmową pomoc przy załatwianiu formalności związanych z inwestycją, zwolnienie z podatku od nieruchomości. Żyć nie umierać. Pytanie tylko, dlaczego takie warunki mają być oferowane wyłącznie w 14 miejscach w Polsce. Nie chodzi oczywiście o zwolnienia podatkowe, a przede wszystkim o pozostałe warunki, które tak naprawdę powinny być chlebem powszednim normalnego biznesu.
Pierwsze strefy powstały na początku transformacji jako odpowiedź na problemy strukturalne na terenach upadającego przemysłu. Jedną z pierwszych była mielecka strefa ekonomiczna powstała na terenach WZK Mielec, gdzie w czasach PRL rozwijał się polski przemysł lotniczy. Miasto Mielec żyło głównie z tego jednego przemysłu, który po upadku komunizmu zbankrutował. Aby dać szanse miastu na przyszłość, stworzono w tym miejscu strefę ekonomiczną, aby miejsce to nie stało się na stałe czarną plamą polskiej mapy bezrobocia. Decyzja okazała się dobrym rozwiązaniem, przyciągnęła kapitał, a jednocześnie nie była konkurencyjna wobec przedsiębiorstw istniejących niezależnie od zakładu. Podobnych przypadków w Polsce jest jeszcze kilka. Czym innym jednak jest tworzenie stref ekonomicznych po to, aby powstawały oazy lepszej Polski, i to głównie dla inwestorów zagranicznych. Tę parę lepiej byłoby wpuścić w poprawę warunków inwestowania w Polsce w ogóle – w zakresie dostępności terenu, przejrzystości przepisów, stabilności i przewidywalności prawa podatkowego.
Inaczej zamiast wspierać, będziemy utrudniali życie lokalnych przedsiębiorców. W całej tej dyskusji oczywiście nie można zapomnieć o konkurencji zewnętrznej. Jeśli Czesi, Węgrzy, Słowacy tworzą podobne strefy, aby zachęcić zewnętrzny kapitał do inwestowania, to my tu, w Polsce, mamy ograniczone pole manewru. Ograniczone nie oznacza żadne. Po pierwsze, na poziomie kraju trzeba tworzyć lepsze warunki do inwestowania niż dotychczas. Po drugie, jeśli już tworzyć strefy ekonomiczne, to w miejscach, do których nie sposób jest ściągnąć kapitał. A po trzecie, jeśli już tworzyć, to w taki sposób, aby mogli z nich korzystać funkcjonujący tam lokalni przedsiębiorcy.