Rzeczywiście, wiele czynników wskazuje na to, że jest lepiej. W krajach, które jeszcze latem były na skraju bankructwa, zyski z obligacji wróciły do znośnego poziomu. Pół roku temu stopa przychodu z 10-letnich hiszpańskich obligacji wynosiła 7 proc., dziś to 5,1 proc. We Włoszech koszt 10-letniej pożyczki spadł z 6,5 proc. do 4,2 proc., a w tym tygodniu włoskiemu rządowi udało się sprzedać papiery wartościowe z najniższym oprocentowaniem od ponad trzech lat.

Są też inne oznaki powracającej normalności. Europejski Bank Centralny ogłosił, że niektóre z tanich kredytów, których udzielił w ubiegłym roku regionalnym bankom, zostaną spłacone przed terminem.

To obiecujące wieści. To także dowód na to, że każda katastrofa finansowa ma samonapędzający się charakter – kiedy w ubiegłym roku pojawił się kryzys zaufania, stopy procentowe gwałtownie wzrosły i zrównoważone finanse przestały być zrównoważone. Teraz, gdy nastroje są lepsze, stopy poszły w dół, a długi publiczne już nie przerażają.

Niestety zaufanie pojawia się i znika, zwłaszcza jeśli nie zlikwiduje się źródła problemu. W Europie go nie zlikwidowano i na wielu polach sytuacja ciągle się pogarsza. Międzynarodowy Fundusz Walutowy obniżył po raz kolejny prognozy europejskiego rozwoju gospodarczego na ten rok. Gospodarka strefy euro ma skurczyć się o 0,2 proc. i z trudem zacząć się odradzać w roku 2014.

Reklama

To niezbyt optymistyczne rokowanie i tak nie odzwierciedla skali problemu, gdyż jest zaledwie wypadkową lepszych i gorszych sytuacji w poszczególnych krajach. O ile MFW zapowiada, że gospodarki Niemiec i Francji urosną nieznacznie w 2013 r., to prognozy dla Hiszpanii i Włoch nadal są fatalne - odpowiednio 1,5 i 1-procentowa recesja, która tylko pogorszy beznadziejną sytuację na rynku pracy. Źle wróży to politycznej stabilności Europy i stawia odrodzenie kontynentu pod znakiem zapytania.

>>> Czytaj też: Recesja w Hiszpanii: PKB spada, oszczędności uderzają w zatrudnienie

Ze względu na wspólną walutę nie da się pomóc potrzebującym krajom przy pomocy odpowiedniej polityki monetarnej, a polityka fiskalna tylko pogłębia nierówności w Europie. Osłabione państwa, pod presją szybkiej naprawy finansów, próbują ze wszystkich sił ograniczyć wydatki publiczne i zwiększyć przychody, przez co ich gospodarki dalej się kurczą. Krajowe banki także czują nacisk, by jak najszybciej spłacić długi u EBC, przez co firmom i obywatelom trudniej dostać kredyt.

Kontrast między Europą, a Stanami Zjednoczonymi rzuca się w oczy i wcale nie maleje. Europa doświadczyła gorszej recesji, większego wzrostu bezrobocia, słabszej odpowiedzi w postaci polityki monetarnej, szkodliwej odpowiedzi w postaci polityki fiskalnej i wielu innych komplikacji w poszczególnych krajach. W Unii Europejskiej granice państw nadal stanowią przeszkodę, by strona podażowa gospodarki mogła się odrodzić – choćby ze względu na ograniczenia w mobilności pracowników. Dlatego też Stany Zjednoczone wracają do formy, a Unia Europejska nie.

By to zmienić, głowy państw Unii powinny skończyć to, co zaczęły. Przede wszystkim spróbować zmniejszyć nierówności w PKB i zatrudnieniu pomiędzy krajami UE oraz uelastycznić rynek pracy. Niedawno zaproponowana unia bankowa, wraz z ulepszonymi regulacjami prawnymi, mogłaby wzmocnić rynki finansowe i pomóc w utrzymaniu niedawno odzyskanego zaufania.

W tych i innych kwestiach państwa UE jednak nadal się wahają. Lekka poprawa sytuacji ma jeden minus – zwiększa ich tendencję do działania tylko wtedy, gdy to konieczne. Pomoc EBC sprzed pół roku dała europejskim liderom chwilę oddechu. Byliby głupcami, gdyby ją zmarnowali.

>>> Polecamy: Łotewskie oszczędności to przykład skutecznej walki z kryzysem

ikona lupy />
Kryzys w strefie euro, fot. smart.art / ShutterStock
ikona lupy />
Mario Draghi, prezes EBC / Bloomberg / Angel Navarrete