„Ameryka to kraj największych dłużników w historii świata. Przeliczył się ze swoimi możliwościami na wszystkich frontach: najpierw militarnie, potem geopolitycznie, a teraz gospodarczo. Dlatego musi upaść. To nieuniknione” – pisze 70-letni Rogers w swojej nowej książce „Street Smarts. Przygody w drodze i na rynku”. Nie zostawia w niej suchej nitki na całym amerykańskim establishmencie polityczno-gospodarczym. Byłego prezydenta George’a Busha nazywa na przykład „kapitanem, który wpakował okręt na górę lodową, sam pierwszy uciekł z pokładu, a zanim to zrobił, spalił wszystkie łodzie ratunkowe”. Szef Fedu Ben Bernanke „nie ma pojęcia ani o ekonomii, ani o finansach. Wie tylko jedno: jak drukować pieniądze”. A sekretarz skarbu w pierwszej administracji Obamy to „słabeusz, który robił wszystko, czego zachciały największe banki”.
Rogers uwielbia tego typu prowokacje. Ze względu na swój cięty język i bezkompromisowe sądy od dawna jest wziętym komentatorem. Kilka lat temu prowadząc wykłady w Oxfordzie, zalecał młodym adeptom ekonomii, by zamiast marzyć o pracy na Wall Street czy w londyńskim City, przerzucili się raczej na górnictwo i rolnictwo, bo to są zajęcia przyszłości. – Zamiast lamborghini uczcie się jeździć traktorem – mówił zszokowanym studentom.
Rogers jest również autorem dykteryjki, w myśl której „na początku XIX wieku najtrzeźwiej myślące jednostki parły do Londynu, sto lat później do Nowego Jorku, a dziś powinny kierować się prosto do Azji”. On sam od 2008 r. mieszka w Singapurze.
Reklama
Rogersowi niemal wszystko uchodzi płazem, bo niewielu może się pochwalić równie błyskotliwym dorobkiem inwestorskim jak on. Na Wall Street trafił jako kompletny żółtodziób w połowie lat 60. „Wiedziałem tylko, że to jest gdzieś w Nowym Jorku i że w 1929 r. wydarzyło się tam coś złego” – pisze w swojej książce. Oczywiście krygując się niemiłosiernie, bo miał już wtedy licencjat z historii zrobiony na prestiżowym Yale.
Giełda wciągnęła Rogersa bez reszty. Pracował po 15 godzin na dobę przez siedem dni w tygodniu. W 1970 r. poznał innego młodego wilka – starszego o 12 lat George’a Sorosa. Panowie założyli wspólny fundusz. Grali ostro i ryzykownie. Ale skutecznie. Quantum Fonds osiągnął w ciągu pierwszej dekady... 4200 proc. wzrostu.
Wtedy doszło do zerwania. Rogers wspomina, że w pewnym momencie metody Sorosa przestały mu się podobać. „Dla mnie spokój sumienia jest wart więcej niż milion dolarów” – miał powiedzieć Rogers. I usłyszał podobno w odpowiedzi: „A dla mnie nie”. 40-letni Rogers zdecydował, że poza giełdą też jest życie i przeszedł na emeryturę. To wtedy objechał świat po raz pierwszy. Na motocyklu. Ale w końcu wrócił do gry.
Zaczął jednak inwestować inaczej. Zamiast na abstrakcyjnych produktach finansowych skupił się na surowcach. I znów zaczął osiągać krociowe zyski.
Coraz częściej było jednak widać, że najbardziej odpowiada mu rola mędrca, który musi przekazać następnym pokoleniom swoją wiedzę o świecie. I oczywiście o pieniądzach.
„Niezależnie od tego, co robicie, zawsze pytajcie siebie, czy to jest dla was odpowiednie miejsce i odpowiednia rola? Jeżeli odpowiedź brzmi tak, to możecie spać spokojnie. Bo pieniądze i tak was znajdą” – mówił na jednym ze swoich wykładów na nowojorskiej Columbii.