Co prawda nie przebije wyznania prezesa pewnej dołującej dużej firmy z branży elektronicznej, który w przypływie szczerości wyznał: „O naszych kłopotach zadecydowały błędy najwyższego managementu, czyli moje”. Tutaj być może również mamy do czynienia z przypływem szczerości.

Maciej Witucki zapytany jakiś czas temu o prognozy wyników swojej firmy Orange Polska odpowiedział: „Nie chce nikogo przyprawić o zawał serca”. Warto przypomnieć, ze parę minut wcześniej ogłosił marniutkie wyniki dawnej Tepsy za zeszły rok i obwieścił światu, ze jego korporacja ścięła planowana dywidendę łącznie o 2/3. Inwestorzy nie wytrzymali nerwowo, kurs akcji poleciał na łeb na szyję, a TP stała się firma warta mniej więcej połowę tego, co kiedyś. Mam jednak kłopot ze szczerością Wituckiego. Normalnie w takich warunkach menedzer zapewnia o chwilowym charakterze perturbacji i przedstawia mniej lub bardziej przekonywający plan restrukturyzacji. Co zresztą Witucki uczynił, ale przy okazji palnął to, co palnął. Może mu już jest wszystko jedno? Może czuje, ze doszedł do ściany? Tak to wyglądało w komentarzach. Orange ma potężne kłopoty, musi mocno zaciskać pasa i szybko się restrukturyzować. Nieszczęścia zresztą chodzą parami – po tych katastrofalnych wynikach firma przegrała przetarg na częstotliwości 1800 MHz.

Owszem, tak to pozornie może wyglądać. Przyznam jednak, ze jakoś niepokoi mnie łatwość takiego odczytania sytuacji. Jestem przekonany, ze tarapaty Orange to początek pewnego procesu, który może doprowadzić do przetasowania na naszym telekomunikacyjnym pejzażu. Mamy w tej układance dwie firmy z potężnym zapleczem w postaci globalnych graczy: operatorów sieci Orange (France Telecom) i T-Mobile (Deutsche Telekom). I dwóch graczy bez takiego zaplecza: Polkomtela (siec Plus) i P4 (Play). Nie jest żadną tajemnicą, ze słabnie cała branża, nie tylko Orange. Kto zatem będzie miał szanse przetrwać na dołującym rynku? Ci z dobrymi finansowymi plecami czy mocno zadłużony Polkomtel lub słynący z agresywnej sprzedaży Play? Orange i T-Mobile mogą sobie wiec pozwolić na brutalny luksus czekania. Oczywiście, musza zacisnąć pasa, ale mogą tez w spokoju obserwować, jak rywale się wykrwawiają. Albo obciążenie kredytowe zacznie naprawdę doskwierać Polkomtelowi, albo Play dostanie realnej zadyszki w ramach wojny cenowej, bo przecież musi jeszcze zapłacić 0,5 mld zł za wygrane częstotliwości.

Tak zatem na rynku może zacząć się tworzyć znacznie bardziej obiecująca rzeczywistość dla graczy z mocnymi plecami... Którzy koniec końców zaczną mocno rywalizować miedzy sobą. Zawał serca, o którym wspomniał Maciej Witucki, wcale nie musiał dotyczyć jego firmy. Co więcej, nawet po reanimacji jego Orange się podniesie, ma tez spokojnie czekać na kolejne przetargi na częstotliwości. Pytanie tak naprawdę właściwie dotyczy tego, czy przetrwają inni.