Rodziny zmarłych mają trudności z dostępem do dokumentacji medycznej. Mówiła o tym w wywiadzie dla DGP rzecznik praw obywatelskich Irena Lipowicz. Po tej publikacji zwrócili się do redakcji bliscy pacjentów, którzy mieli problemy w szpitalach. Również przedstawiciele szpitali w rozmowie z nami przedstawiają swoje argumenty.
Jeden z przypadków zaczął się w ubiegłym roku. Ojciec Patryka dostał nagłego ataku i trafił półprzytomny do szpitala na warszawskich Bielanach. Nie było możliwości, by podpisał dokument upoważniający rodzinę m.in. do odbioru dokumentacji medycznej. – Potem nawet miał przebłyski świadomości, ale już nikt z lekarzy nie zajmował się takimi sprawami jak wypełnianie dokumentów – wspomina Patryk. Po kilku dniach ojciec umarł. Kiedy rodzina opuszczała szpital, zabrała wszystko, co zostawił: pidżamę, kubek. Poproszono również o dokumentację. Ku zaskoczeniu rodziny szpital odmówił. Tłumaczył, że nie mają do niej prawa.
Zaczęła się wymiana listów. Bliscy odwoływali się do ustawy o prawach pacjenta, jednak placówka medyczna twardo stała na swoim, uzasadniając, że brak dokumentu ze zgodą blokuje jakiekolwiek działania. Syn zmarłego przekonywał, że taki dokument istnieje. Ojciec podpisywał zgodę na udostępnienie dokumentacji medycznej w przychodni rejonowej, kiedy zapisywał się do lekarza rodzinnego. Kopię przesłał do prawników szpitalnych. To jednak również okazało się nieskuteczne.
Wtedy rodzina zwróciła się po pomoc do rzecznika praw obywatelskich. Wykorzystano również wojewódzką komisję do orzekania o zdarzeniach medycznych. To jedna z komisji, które powstały w każdym województwie, by pomagać pacjentom w ubieganiu się o rekompensatę za błędy medyczne. – Nie podejrzewaliśmy, że szpital źle leczył naszego tatę, ale wykorzystaliśmy jeden z przepisów – zapewnia Patryk. Stanowi on, że szpital musi wysłać – jeżeli pojawi się skarga – do komisji oraz do pacjenta lub jego rodziny pełną dokumentację medyczną.
Reklama
Rodzina złożyła wniosek. I otrzymała dokumenty. Natychmiast po tym wycofała skargę. W tym samym czasie otrzymała również wezwanie z sądu na świadków w sprawie wytoczonej szpitalowi przez rzecznika praw obywatelskich. Sprawa potoczyła się szybko, a wyrok był jednoznaczny. – Sędzia uważał, że zostały naruszone nasze prawa. I nakazał szpitalowi wysłać dokumentację ponownie. Teraz oficjalną drogą – mówi Patryk.
Szpital rozważa odwołanie. Jak przekonuje Krzysztof Jarząbek, kierownik działu organizacji i nadzoru szpitala na Bielanach, zależy im, by wyrok wydał nie wojewódzki, lecz Naczelny Sąd Administracyjny. – Tak by w końcu wyjaśnić, w jaki sposób interpretować przepisy – mówi Jarząbek. Tłumaczy, że sytuacja rodziny Patryka nie jest wyjątkiem. Takich historii jest wiele. – A z punktu widzenia podmiotu leczniczego lepiej nie udostępniać dokumentacji medycznej niż narazić się na zarzut jej ujawniania osobie nieuprawnionej. Sankcje ponosi bowiem dyrektor szpitala – informuje Jarząbek.
Przyznaje, że nie ma żadnych wytycznych, co robić, jeżeli do szpitala trafi osoba nieprzytomna, z wypadku, taka, z którą nie ma świadomego kontaktu. Jest oczywiste, że nie może podpisać wymaganej zgody, co automatycznie oznacza, że nie będzie uprawnionych osób, które by ją później mogły odebrać. – Zdarza się, że pacjenci zgłaszają sprawy do prokuratury lub wojewódzkich komisji do spraw orzekania o błędach medycznych, wtedy bowiem otrzymują kopię historii medycznej – mówi Jarząbek.
Zdaniem RPO Ireny Lipowicz do takich sytuacji nie powinno dochodzić. Rozważa ona wystąpienie w tej sprawie do Trybunału Konstytucyjnego.