Jeśli ponure wieści z Chin przyprawiają o rozpacz ekonomistów na całym świecie, to pomyślcie jak musi się czuć Xi Jinping.

Jest prezydentem Chin od niecałego miesiąca i wciąż jeszcze musi umacniać swoją władzę, a już stoi w obliczu ogromnych wyzwań. Na własnym podwórku czeka go konfrontacja z pogłębiającymi się nierównościami społecznymi, lokalnym zanieczyszczeniem środowiska, nie wspominając nawet o ptasiej grypie i rzekach pełnych martwych świń. Zza granicy straszy zaś dawny sojusznik – coraz mniej przewidywalna Korea Północna. Xi będzie musiał przekształcić chińską gospodarkę, jeśli chce dołożyć swoją cegiełkę do tego, co Partii Komunistycznej udało się dać Chinom w ostatnich 30 latach.

Nowy prezydent ma prawo być nieco rozgoryczony. Znalazł się w trudnej sytuacji głównie z powodu błędów swojego poprzednika – Hu Jintao. Wytykanie Hu czegokolwiek może wydawać się kontrowersyjne, skoro za jego czasów Chiny rosły w tempie ponad 10 proc., przegoniły Japonię, stały się drugą gospodarką na świecie i dojrzały do zabierania głosu na arenie międzynarodowej.

>>> Czytaj także: Rating kredytowy: Moody's obniżył perspektywę ratingu Chin do stabilnej

Reklama

Jednak Hu i ówczesny premier Wen Jiabao powinni byli wykorzystać lata rządów na uwolnienie chińskiej gospodarki, by nie była już zależna od eksportu i inwestycji. Niestety zbyt wiele zbyt ważnych osób zarabiało na tym zbyt dużo pieniędzy. Władze samorządowe zadłużyły się do granic możliwości, marnotrawiąc juany na bezsensowne projekty. Czasy Hu i Wena to era finansowych baronów-krętaczy.

Tymczasem Xi wypowiada się słusznie na temat konieczności reorganizacji gospodarki, która miałaby opierać się już nie na zakładach z tanią siłą roboczą, a na lokalnym popycie. Mówił, że trzeba walczyć z korupcją i chronić środowisko. Wspominał nawet o przeznaczeniu większych środków na badania i rozwój i obiecywał, że dopilnuje, by strategia urbanizacyjna była bardziej społecznie włączająca.

Ekonomiści zadają sobie pytanie, czy Xi starczy odwagi na wdrożenie tak ambitnego planu, ale powinni raczej zastanowić się, czy pozwolą mu na to ci, którzy w Pekinie nadal nieprzyzwoicie się bogacą.

Hu Jintao z pewnością miał ogromny problem z walką z baronami szarej strefy, ale Xi czeka jeszcze trudniejsze zadanie. Wraz z nowym premierem Li Keqiangiem muszą zrewolucjonizować gospodarkę w chwili, gdy wzrost drastycznie spowalnia. Od 20 lat nie było w Chinach tak długiego okresu, gdy wzrost wynosił mniej niż 8 proc., a Bank Światowy zapowiada, że pod koniec tej dekady może on spaść do poziomu nawet poniżej 6 proc.

>>> Czytaj też: Cyberprzestępczość: Chińczycy są liderami

Dopiero za około rok dowiemy się, co zrobią Xi i Li i jak dużą część PKB będą chcieli poświęcić, by zrealizować swoje cele. Łatwiej zapowiadać „narodowe odmłodzenie” i nowy „China Dream”, niż rzeczywiście zmierzyć się z politykami, biznesmenami i ich licznymi krewnymi, którzy w latach gospodarczego boomu zbili fortuny na nieuczciwym zagrabianiu ziemi, nielegalnym obrocie papierami wartościowymi i starym dobrym poszukiwaniu renty. Według danych Bloomberga sama tylko rodzina Xi jest warta ok. 376 mln dol.

Przekonanie, że partia reprezentuje interesy wszystkich członków chińskiego społeczeństwa sprawia, że trudno wyobrazić sobie, by za reformami gospodarczymi poszły jakiekolwiek zmiany polityczne. A bez nich i bez większej otwartości w Chinach de facto niewiele się zmieni. Rząd powinien przede wszystkim ograniczyć nadzór państwa nad bankowością, finansami i przemysłem, by ograniczyć korupcję i walczyć z niebezpiecznymi bańkami na rynku nieruchomości i w inwestycjach.

Xi wie, że musi wykorzenić korupcję od wewnątrz. Problem w tym, że tylko wysoko postawieni członkowie Partii mogą uczestniczyć w tej walce: zwykli Chińczycy, gdy apelują do rządzących o ujawnienie dochodów, mogą spodziewać się aresztu, a dziennikarze, którzy dociekają, skąd rodziny polityków biorą miliony dolarów, są uważani za wywrotowców. To między innymi dlatego w Chinach nie ma obecnie dostępu do strony Bloomberga.

Liderzy Partii Komunistycznej ślepo wierzą w obecny system zarządzania, choć to on jest powodem braku równowagi gospodarczej w kraju. Jeśli Xi nie uda się zmienić kursu, jego „China Dream” może okazać się zwykłą mrzonką.

William Pesek jest felietonistą Bloomberg View.

>>> Polecamy: W Hongkongu jest więcej przemytników mleka niż heroiny

ikona lupy />
Tłumy na ulicach Szanghaju / Bloomberg / Tomohiro Ohsumi
ikona lupy />
Prezydent Chin Xi Jinping / Bloomberg
ikona lupy />
William Pesek / Bloomberg
ikona lupy />
Pociąg dużych prędkości mknie przez centrum finansowe Szanghaju / ShutterStock