Z jednej strony mogłaby opowiedzieć multum fantastycznych historii, z drugiej jest pełna popiołu i zdaje się być kompletnie wypalona. Ta popielniczka skończyła właśnie 150 lat. Z tej okazji niemieccy socjaldemokraci trochę świętują, ale chyba jeszcze bardziej martwią się o przyszłość.
Problemów niemieccy socjaldemokraci mają oczywiście niemało. W sondażach od lat tkwią w okolicach 30 proc., czyli jakieś 10 proc. za chadecją Angeli Merkel. Towarzysze nie bardzo wiedzą też, w którą stronę pójść. Czy wrócić do lewicowych korzeni i zatroszczyć się raczej o prawa pracowników. Czy też trwać tam, gdzie zaprowadził ich 10 lat temu kanclerz Gerhard Schroeder. SPD w pełni kupiła wówczas neoliberalny argument o konieczności przycięcia rozbuchanego niemieckiego państwa socjalnego i ulżenia bogatszym i tym bardziej przedsiębiorczym. Partia dostała za to po nosie od swoich wyborców. Do kryzysu 2008 r. była jednak przynajmniej przekonana o moralnej racji swojej polityki. Ale dziś, gdy neoliberalne dogmaty znalazły się w ostrym ogniu krytyki ekonomistów SPD, coraz trudniej grać kartą odważnych lewicowych reformatorów. Na dodatek ma po swojej stronie politycznego spektrum poważnych konkurentów. Na przykład Zielonych, którzy lepiej rozumieją dzisiejszą klasę średnią i nowe wyemancypowane z konserwatywnego gorsetu mieszczaństwo. Albo Zielonych w wersji 2.0, czyli Partię Piratów. A dla starych towarzyszy (również dla postkomunistów z byłego NRD) jest jeszcze Partia Lewicy.
Mimo całej tej krytyki jest też w szlachetnej SPD-owskiej popielniczce coś imponującego. Zwłaszcza z polskiej perspektywy. No bo jak tu nie chylić czoła przed partią założoną w maju roku... 1863 (u nas trwało wtedy powstanie styczniowe). Dziś SPD ma 474 tys. aktywnych członków. Własnych premierów w dziewięciu landach. 146 posłów w Bundestagu i całkiem niemałe szanse na powrót do władzy po jesiennych wyborach do Bundestagu. No ale co najważniejsze, istnieje naprawdę. Ma prężne struktury terenowe, załatwia ważne dla swoich członków sprawy. Czyli to wszystko, co partia polityczna w demokracji robić powinna. Nie tak jak u nas, gdzie wystarczy wyłączyć telewizor i partie znikają.
Przez te swoje 150 lat SPD zrobiła masę ważnych rzeczy. Wiele z tych dokonań miało wpływ na Polskę. To „Sozis” prowadzeni na przełomie lat 60. i 70. przez charyzmatycznego Willy’ego Brandta przeforsowali uznanie granicy na Odrze i Nysie. Chadecja była temu wtedy zdecydowanie przeciwna. Większość społeczeństwa też. Polacy często nie mogą darować SPD, że w latach 80. zachowywała wyraźny dystans wobec „Solidarności”, a świetnie rozumiała się z ówczesnymi PRL-owskimi władzami. Z drugiej jednak strony SPD stanowiło ważną inspirację dla PZPR-owskich reformatorów w stylu ostatniego pierwszego sekretarza KC Mieczysława Rakowskiego. Potem SPD-owcami fascynowali się też postkomuniści. Leszek Miller kopiował wiele rozwiązań zza Odry, choćby ducha Schroederowskich reform liberalizujących gospodarkę. Wyraźne ślady tych wpływów odnaleźć można w planie Hausnera. Dziś SPD też jest w Polsce aktywna poprzez fundację polityczną im. Friedricha Eberta (zarządzaną przez charyzmatycznego Knuta Dethlefsena), która odgrywa ważną rolę w animowaniu dyskusji o gospodarce po lewej stronie politycznego spektrum