Edward Snowden, były pracownik CIA, który ujawnił mediom informacje o PRISM – olbrzymim systemie inwigilacji stosowanym przez amerykańską administrację – z miejsca stał się jednym z największych whistleblowerów na świecie. Wczoraj jego tożsamość zdradził brytyjski dziennik „Guardian”, zresztą na prośbę samego zainteresowanego, który mówi, iż zrobił to, by bronić podstawowych wolności. Odwaga kosztowała go karierę zawodową, 200 tys. dol. rocznej pensji i wygodne życie. Nawet jeśli uniknie więzienia, na to ostatnie nie ma co liczyć, co pokazują przykłady innych osób, które wyjawiły niewygodne dla Waszyngtonu sekrety.
Narodowa Agencja Bezpieczeństwa (NSA) już zapowiedziała, że zamierza postawić przed sądem osobę, przez którą świat dowiedział się o programie PRISM. Snowden do wczoraj ukrywał się w jednym z hoteli w Hongkongu. USA mają podpisaną umowę o ekstradycji z tym terytorium, ale znajduje się w niej zastrzeżenie, że Chiny nie muszą na nią pozwolić, jeśli uznają, iż godzi to w ich istotne interesy. W 29-letnim informatorze niesmak do metod wykorzystywanych przez agencje wywiadowcze USA narastał od kilku lat. Zwrócenie się do mediów rozważał pierwszy raz w 2007 r., kiedy pracował w CIA jako spec od bezpieczeństwa komputerowego. Powstrzymało go jednak dojście do władzy Baracka Obamy i obietnica zmian, także w służbach. Kiedy te nie nastąpiły, postanowił działać. Pracował już wtedy w ośrodku NSA jako informatyk dla zewnętrznej firmy.
W tej samej NSA pracował także Thomas Drake, który w 2006 r. ujawnił gigantyczne marnotrawstwo przy wartym 1,2 mld dol. programie do analizy danych elektronicznych Trailblazer. W przeciwieństwie do Snowdena dla Drake’a media były ostatecznością. Zwrócił się do nich dopiero, gdy odesłały go z kwitkiem kierownictwo Agencji, Kongres i Departament Obrony. Drake w efekcie stracił dobrze płatną pracę (154 tys. dol. rocznie), a także prawo do emerytury. W trakcie procesu pracował w sklepie Apple’a w Waszyngtonie. Chociaż groziło mu 35 lat, rząd ostatecznie odstąpił od większości zarzutów. Skazano go na rok więzienia w zawieszeniu i prace społeczne. Tak łatwo pewnie nie upiecze się Bradleyowi Manningowi, któremu zawdzięczamy wiedzę o aferze WikiLeaks (zatrzymany został w 2010 r.). W zeszły poniedziałek rozpoczął się jego proces przed sądem wojskowym. Jeszcze przed procesem przyznał się do 10 z 22 stawianych mu zarzutów. Grozi mu za nie 20 lat więzienia.
28 lutego 30-miesięczną odsiadkę zaczął John Kiriakou, były oficer CIA, który ujawnił nazwiska dwóch agentów wykorzystujących w trakcie przesłuchań waterboarding. Kiriakou po raz pierwszy publicznie o kontrowersyjnej technice powiedział w wywiadzie telewizyjnym w 2007 r. Potem wiodło mu się różnie – pracował m.in. w firmie konsultingowej Deloitte.
Reklama
W innej sytuacji znajduje się Joseph Darby, który w 2004 r. upublicznił sprawę tortur w więzieniu Abu Ghraib w Iraku. Nie był ścigany przez amerykański rząd, niemniej jednak akt sumienia także sporo go kosztował. Kiedy tylko otrzymał obciążające kolegów i koleżanki z jednostki zdjęcia i filmy, przekazał je prokuraturze wojskowej pod warunkiem pełnej anonimowości. Parę miesięcy później podczas posiłku w mesie usłyszał w telewizji, jak jego nazwisko pada z ust sekretarza obrony Donalda Rumsfelda. Jego działanie nie wzbudziło entuzjazmu ani w jednostce, w której służył, ani w miejscowości, w której mieszkał. Jemu i jego żonie grożono, także śmiercią, telefonicznie i e-mailowo. Nieznani sprawcy zdemolowali dom szwagierki. W związku z tym zmienił swój wygląd i miejsce zamieszkania, w czym pomogło mu wojsko.