To bardzo silne wyhamowanie, a ten mizerny wzrost będzie głównie podtrzymywał eksport netto. W większości sektorów gospodarki mamy do czynienia ze stagnacją, co wyraźnie obrazują tak zagregowane wskaźniki jak produkcja przemysłowa czy sprzedaż detaliczna, balansujące w okolicach zera. Po stronie inwestycji mamy wciąż do czynienia z ujemną dynamiką inwestycji publicznych, co nie może dziwić w kontekście bazy z poprzedniego roku, jak również obecnych problemów budżetowych, które przekładają się na znacznie niższe niż poprzednio wydatki infrastrukturalne. Z inwestycjami prywatnymi nie jest tak źle, jak się powszechnie sądzi, nie są one jednak w stanie zrekompensować ubytku wydatków publicznych i dodatkowo dodatnio przyczyniać się do wzrostu. Po stronie konsumpcji prywatnej zmagamy się już od paru dobrych miesięcy z dynamiką bliską zera.

Porównując obecne spowolnienie z tym z 2009 r., widać zasadnicze różnice w strukturze. Zieloną wyspę, podobnie jak teraz, tworzył eksport netto, co przy silnym osłabieniu złotego w 2009 r. wyjątkowo mocno wsparło naszych eksporterów. Teraz złoty nie jest aż tak słaby, co nie poprawia kondycji eksporterów i nie zniechęca tak silnie, jak wtedy do importu. Z kolei konsumpcji – która w 2009 r. była drugim silnikiem napędowym gospodarki – tym razem brakuje paliwa. Wtedy bowiem korzystaliśmy pełnymi garściami z wcześniej przyjętych obniżek podatków i składek. Teraz tego efektu nie ma, co więcej, podatki i składki od tego czasu wzrosły, zarówno poprzez podwyżkę VAT, składki rentowej, oskładkowania umów o dzieło, jak i niewaloryzowanie progów podatkowych. Na rynku pracy zatrudnienie spada, a bezrobocie rośnie, na szczęście spadła też mocno inflacja, co pozwoli na lekki realny wzrost płac. Ale to nie wystarczy, aby poderwać konsumpcję. Cała nadzieja tak naprawdę w polskim prywatnym kapitale, który mógłby dzisiaj istotnie zwiększyć swoje inwestycje, ale się z nimi wstrzymuje. Oczywiście perspektywy naszej gospodarki głównie zależą od sytuacji gospodarczej w Europie, na którą mamy ograniczony wpływ. Wzrost polskich inwestycji można jednak pobudzić poprzez znoszenie barier gospodarczych i większą elastyczność w funkcjonowaniu biznesu. Trudno się jednak spodziewać, że oba te czynniki sprzyjające poprawie gospodarki szybko zaskoczą.

Prognozy budżetowe na ten rok okazały się chybione, co może być zrozumiałe w kontekście znacznego pogorszenia wskaźników w głównych gospodarkach Europy. Dzisiaj jednak zbyt wcześnie na to, by oczekiwać, że ożywienie gospodarcze jest tuż za rogiem. Dynamika zmian strukturalnych w Europie jest dość powolna i nie pozwala na tak duży optymizm. W Polsce druga połowa roku ma szanse być statystycznie lepsza od pierwszej ze względu na efekt bazy. To jednak nie tworzy podstaw do wielkiego optymizmu na 2014 r. W tym kontekście prognozowane na przyszły rok główne wskaźniki makro, ze wzrostem gospodarczym na poziomie 2,5 proc., iinflacją na poziomie 2,4 proc., wydają się dość optymistyczne. Znacznie bezpieczniej byłoby założyć obie te zmienne na poziomie poniżej 2 proc., byłoby to również bliższe konsensowi prognoz dla Polski najważniejszych polskich i międzynarodowych ośrodków. Byłoby to również znacznie bardziej bezpieczne dla ministra finansów, który przecież w tym roku będzie zmuszony budżet na ten rok nowelizować.