Ale nie jest to nic innego, jak ustawiony na nieco wyższym szczeblu lobbing, aby GDDKiA dołożyła trochę pieniędzy firmom budowlanym. Mowa o 10 mld zł.

Kłopot w tym, że panowie ambasadorowie trochę się spóźnili ze swoją troską. Powinni ją wykazać kilka lat temu, kiedy trwały przetargi dotyczące budowy tras, o które biły się firmy, drastycznie obniżając ceny. Już wtedy było wiadomo, że budowanie dróg za takie pieniądze narazi te firmy na straty.

Wtedy ambasadorowie powinni alarmować – tyle że centrale swoich firm, że ich polskie spółki córki podejmują nadmierne ryzyko. Podejrzewam jednak, że wtedy starali się jak mogli o to, aby owe spółki córki te kontrakty dostały. Zapewne ich szefowie wierzyli, że te niskie ceny z ofert da się podwyższyć albo dzięki aneksom, albo dzięki prawniczo-sądowej batalii.

Z aneksami nie wyszło, zostają sądy. W ich gestii teraz jest decyzja, czy firmom należą się dodatkowe pieniądze. Mam nadzieję, że sędziowie, którzy będą rozstrzygać w tych sprawach, nie będą się przejmować listem ambasadorów. Generalnie uważam, że jest on potrzebny samym ambasadorom, bo dzięki niemu będą się mogli wykazać u siebie spóźnioną, ale mimo wszystko szczerą troską o losy firm z ich krajów.

Reklama