Kryzys ekonomiczny dobitnie pokazał, że w Stanach Zjednoczonych problemy rozwiązuje się, a na Starym Kontynencie jedynie o nich się mówi.

Jak pokazuje historia, w chudych latach lepiej polegać na silnie scentralizowanej władzy posiadającej legitymacje społeczną. Takie zaplecze jest nieocenionym orężem w projektowaniu, a następnie wdrażaniu bolesnych nieraz reform, mających na celu poprawę stanu finansów publicznych. Unii Europejskiej wszystkich tych przymiotów „na szczęście” brakuje.

Kilkudniowe bankiety pod przykrywką szczytu ekonomicznego, z którego nic konkretnego nie wynika, wystąpienia oficjeli z dumą wygłaszających znane truizmy oraz kreatywna księgowość tęgich głów, zawyżających PKB poprzez wliczanie dochodu wypracowanego poprzez nierząd prostytutek. Ot, cała Unia Europejska! Oczywiście elity polityczne starają się reanimować nieboszczyka, jednak skala machinacji jest na tyle rozległa, że jowialne hasła wspólnej i socjalnej Europy,
w perspektywie średnioterminowej raczej okażą się nieskuteczne. Rosnąca biurokracja wymaga pieniędzy, a środków na jej utrzymanie jest coraz mniej.

Okazuje się, że zauroczeni swoją kulturą Francuzi wraz z żelazną Merkel nie odrobili podstawowej pracy domowej, a jak powszechnie wiadomo brak systematyczności prowadzi do zaległości. Frederique Bastiat w swoim nieocenionym dziele „Państwo”, bardzo klarownie tłumaczy reguły, które rządzą finansami publicznymi. Przekaz był wręcz banalny – państwo jako struktura nie generuje zysków. To sami obywatele łożą na utrzymanie władzy, a nie odwrotnie. Co najważniejsze, Bastiatowi
ta eksplanacja zajęła kilkadziesiąt stron, a elitom europejskim na jej internalizację nie starczyło kilkadziesiąt lat. I nic dziwnego, że legitymacja społeczna dla działań Unii Europejskiej sięga bruku, ekonomiści (z Super Mario na czele) szukają nowych dróg drenażu naszych kieszeni, a niegdyś relatywnie silna i scentralizowana władza w Unii Europejskiej, przestała funkcjonować.


Reklama

Zupełnie inaczej ma się sytuacja w Stanach Zjednoczonych. Napływające informacje są tam coraz lepsze, a poparcie dla działań władzy stabilniejsze. Przyczyn można doszukiwać się w uwarunkowaniach kulturowo – etnicznych, albo określić wszystko mianem pragmatyzmu. Amerykanie chętnie dyskutują, ale tylko w barach. Statystyki pokazują, że realna aktywność legislacyjna, a więc liczba uchwalonych projektów ustaw, w Stanach Zjednoczonych jest o 250% większa niż w Unii Europejskiej.

Nie powinien zatem dziwić fakt, że USA szybciej i skuteczniej wychodzą z recesji, podczas gdy Stary Kontynent ugrzązł w stagnacji okraszonej płomiennymi przemowami. Wszystko wskazuje na to, że sytuacja pozostanie bez zmian…
aż do końca.