Jeśli jesteście traderami, jesteście w stanie handlować dowolnym instrumentem, w dowolnym czasie i miejscu, w dowolny sposób. Po prostu. To właśnie dla mnie oznacza być traderem. Dziś to będzie Bund, EURUSD, SPX. Jutro – jabłka na Borough Market. Wam (jako traderom) nie powinno robić ani odrobiny różnicy to, czym handlujecie, dopóki kupujecie i sprzedajecie, w międzyczasie zarabiając pieniądze.

Ale w dzisiejszych czasach tak NIE jest, w rzeczywistości daleko nam do tego. Ni stąd, ni zowąd każdy, kto zgromadził niewypowiedziane ilości pieniędzy po jednodniowych seminariach „naucz się inwestować”, kupił tyle książek (nawet ich nie czytając), że mógłby nimi zapełnić bibliotekę, i otworzył konto u brokera, jest teraz traderem. Tak, jesteście traderami... Na tyle, na ile dajecie się przekonać, że nimi jesteście, tak długo, ile potrwa drenaż wszystkich środków/kapitału, który sobie odłożyliście pragnąc stać się posiadaczami prywatnej wyspy, odrzutowca, Porsche itd.

Czyja to wina? A kogo to obchodzi, i czy to w ogóle ma znaczenie? Fakt, że jesteście po prostu dojną krową, mięsem armatnim i jeszcze jedną pozycją na bilansie brokera nie jest ani symptomem, ani chorobą. To po prostu fakt. Jednak (dla mnie osobiście) większym powodem do obaw jest to, co to oznacza dla szerszego rynku i jak to z kolei ukształtowało krajobraz, który reszta z nas uważa za rynek.
Ekonomiści i stratedzy się rozleniwili. Analiza przypomina teraz sikanie pod wiatr. Daremne i przynosi efekty odwrotne do zamierzonych. Rynek nie ma dla was czasu ani szacunku. Ponieważ wy nie macie czasu ani szacunku dla NIEGO. Dane gospodarcze, które dawno, dawno temu miały jakieś znaczenie, teraz nie znaczą nic. Zupełnie nic. Publikuje się jakieś dane i wszystko, co ludzie chcą wiedzieć to to, czy oznaczają one, że pewien koszyk instrumentów straci lub zyska na wartości. Ruch ten nie musi trwać dłużej niż jeden dzień,
o ile będzie po prostu zgodny z zero-jedynkowym wynikiem, który mu przypisano.

Po co komplikować sytuację prawdziwym myśleniem, namysłem i ewentualnie oceną. Wasz broker nie chce, byście się tym zajmowali – gdy będziecie myśleć zbyt długo, mniej prawdopodobne, że zainwestujecie lub podejmiecie (zyskowną) decyzję bez znajomości tematu.
No naprawdę, to dziecinnie proste, czyż nie?

Reklama

Ograniczanie? Tak/Nie? Apetyt na ryzyko pojawia się/znika?
Zaraz – mówicie, że rynek nie zareagował tak, jak miał zareagować?

Że w rzeczywistości poszedł w jedną stronę, mimo iż wszystko, co wam kiedykolwiek powiedziano/czego was nauczono, wskazywało na to, że pójdzie w drugą? Mój Boże, ten nieznośny „front running” automatycznych systemów inwestycyjnych i ciężkie ręce funduszy hedgingowych. Psują całą zabawę i oczywiście to nie wasza wina, to oni
są wszystkiemu winni. Tak... oczywiście, że oni.

Z rynku zrobiono jego farsę, po prostu. Nie ma już wolnego rynku. Do obecnej sytuacji doprowadziło nas wiele czynników, szczególnie te, o których wspomniałem wyżej. Dopiero co dziś zapytano mnie, co by nam pomogło podnieść się i wydobyć z tych kolein - moja odpowiedź to ni mniej, ni więcej tylko całkowite załamanie systemu. Nie mówię o roku 2008, Lehmanie itp. To nie było załamanie, to było tylko spłukanie toalety, które nigdy
tak naprawdę nie nabrało rozpędu i ostatecznie pozostawiło wszystkie odpady, by nadal się psuły w muszli. Ten fetor teraz czujecie, żyjecie nim i go wdychacie, tak, to wciąż ta sama góra śmieci gnijąca od pięciu lat...
Czemu wchodzę na moją zaimprowizowaną mównicę teraz?

Wakacyjne rynki, moi drodzy. Aha - już słyszę, jak mówicie – nudzisz się, jest spokojnie, powinieneś być na wakacjach itd. Tak, wszystko to prawda. Ale jest coś więcej. Wakacyjne rynki są idealnym wcieleniem – jak katastrofa pociągu pokazana w zwolnionym tempie, w krystalicznie czystej jakości HD – tego, jak obecnie wygląda handel przez pozostałe 10 miesięcy roku.