Załóżmy, że idziesz ulicą i chcesz przekazać przechodniom ważną i pilną wiadomość. Mówisz: „Słuchajcie! Instrumenty pochodne i inne egzotyczne produkty finansowe mogą czasami sprawić, że rynki finansowe będą mniej stabilne i bardziej podatne na kryzys. Co wy na to?”. Podejrzewam, że reakcji na te słowa ujrzelibyście kilka zdziwionych twarzy. Co bardziej świadomi odpowiedzieliby: „Chyba żartujesz! My to wszystko już wiemy. Instrumenty pochodne są używane głównie do spekulacji”.

W środowisku naukowym reakcja byłaby zgoła odmienna. Pomysł, że instrumenty pochodne wcale nie muszą czynić rynków miejscami bezpieczniejszymi i bardziej wydajnymi, jest stosunkowo nowy i podejmowany przez małą grupkę ekonomistów.
Jednym z nielicznych, którzy podjęli ten temat, jest młody profesor ekonomii z Massachusetts Institute of Technology Alp Simsek. Fakt, że jego świetna praca uchodzi za przełomową, pokazuje wagę jego tez w środowisku naukowym.

Standardowa teoretyczna opowieść w ekonomii głosi bowiem, że instrumenty pochodne oraz inne produkty finansowe – łącznie z owianymi złą sławą obligacjami zabezpieczonymi długiem – czynią rynki bardziej „kompletnymi”. Pozwalanie uczestnikom rynku na ogromną elastyczność prowadzi do lepszego podziału ryzyka, niższych kosztów transakcyjnych oraz do lepszej informacji.

Ten punkt widzenia jest podzielany zarówno przez purystów akademickich jak i menedżerów, którzy tworzą, sprzedają i zarabiają pieniądze na produktach finansowych. Swego rodzaju apogeum tego sposobu myślenia można było zaobserwować w 2005 roku, kiedy to dwaj ekonomiści Robert Merton i Zvi Bodie opublikowali pewien tekst. Ekonomiści ci zwracali wówczas uwagę na „ogromne postępy w naszym sposobie rozumienia tego, jak wykorzystywać nowe technologie finansowe w celu lepszego zarządzania ryzykiem”. Co więcej, Merton i Bodie przewidywali, że dalsze innowacje finansowe mogą prowadzić tylko w jednym kierunku – ku postępującemu rozwojowi rynków aż do teoretycznych granic idealnej wydajności i efektywności.

Reklama

Krótko mówiąc, profesorzy ekonomii uwierzyli w tak absurdalne rzeczy, które mogą przyswoić tylko bardzo wyedukowani ludzie – co by użyć słynnego powiedzenia Bertranda Russella.

W ostatnich latach niektórzy ekonomiści próbowali na powrót wprowadzić odrobinę rzeczywistości do świata nauki. Otóż William Brock, Cars Hommes i Florian Wagener pokazali w 2009 roku, że - generalnie rzecz ujmując – im więcej jest instrumentów pochodnych, tym bardziej niestabilny jest rynek. Zmniejszając ryzyko wśród jednych strategii, zwiększa się spekulację wobec innych.

>>> Czytaj także: Buchanan: Kto tak naprawdę stworzył iPhone'a - Apple czy państwo?

Mniej więcej w tym samym czasie pewna grupa fizyków pokazała, że ideał kompletnych rynków powinien być właściwie ze swojej natury niestabilny, ponieważ niewielkie zawirowania w gospodarce prowadzą do wielkich zmian w portfelach inwestycyjnych. Rynek może pozostać efektywny tylko poprzez coraz szybsze zajmowanie pozycji inwestycyjnych.

Wspomniany już wcześniej Alp Simsek w tekście opublikowanym na łamach "Quarterly Journal of Economics" wziął na celownik teorię kompletnych rynków (theory of complete markets). Pozwalając na dostosowywanie pozycji – argumentuje Simsek – doprowadzamy do tego, że innowacje finansowe umożliwiają inwestorom obstawianie jeszcze większych zakładów w dziedzinach, gdzie ich zdania są podzielone. Ludzkość jako całość w tej sytuacji znajduje się w gorszej pozycji, gdyż przy znacznym wzroście ryzyka nie wzrasta bogactwo.

„W świecie, w którym inwestorzy mają różne poglądy, nowe zabezpieczenia niekoniecznie doprowadzą do zmniejszenia ryzyka” – mówił w wywiadzie Simsek. „Ludzie zakładają się o swoje poglądy, a zakładanie się jako takie jest działaniem z natury zwiększającym ryzyko”
Jeśli wydaje się wam czymś zaskakującym, że teoretycy finansowi mogą traktować to wszystko jak objawienie, to macie już pewne pojęcie na temat tego osobliwego świata, który zamieszkują.

Włożono wiele wysiłku aby sprawić, żeby całkiem inteligentni ludzie uwierzyli w to, co jest niewiarygodne. Miejmy nadzieję, że prace Simseka pomogą im rozpoznać to, co jest oczywiste.

>>> Polecamy: Buchanan: ekonomiści wolą przymykać oczy niż przyznawać się do błędów