Prezydent USA odmawia rozmów a postawę opozycji nazywa szantażem. Wyjścia z politycznego impasu w Stanach Zjednoczonych na razie nie widać.

Już tydzień sparaliżowana jest część amerykańskiej administracji federalnej. Nieczynnych jest wiele instytutów badawczych, pozamykane parki narodowe i niektóre muzea, 800 tysięcy osób przebywa na przymusowych urlopach. Na horyzoncie jest jednak kolejny, dużo poważniejszy kryzys. 17 października USA osiąganą maksymalny pułap długu publicznego. Jeśli nie zostanie on podniesiony Ameryce grozi ogłoszenie niewypłacalności.

Tymczasem republikanie w Kongresie grożą, że nie podniosą limitu jeśli Barack Obama nie podejmie z nimi negocjacji na temat ograniczenia wydatków państwa. "Wiarygodność kredytowa kraju jest zagrożona z powodu odmowy rozmów ze strony obecnej administracji" - stwierdził w telewizji ABC przywódca republikanów w Izbie Reprezentantów John Boehner. Republikanie i Demokraci zgadzają się w jednym - pozostawienie limitu na dotychczasowym poziomie może spowodować kryzys finansowy na świecie podobny do tego z 2008 roku.

Reklama