Świadomość postępującej globalizacji zdążyła już nas przekonać, że bycie konkurencyjnym na rynkach, na które adresujemy swoje produkty bądź usługi, jest główną determinantą trwałego, stabilnego rozwoju firmy, regionu czy państwa. Ba, ale jak realizować taki cel, jeśli marzą o nim wszyscy? Niewątpliwie prowadzą do niego dwa elementy wymienione w tytule. Ceny energii i innowacyjność. Oba bardzo złożone, zależne od wielu czynników, ale w ostatecznym rachunku decydujące. Niestety, w obu tych sprawach Unię Europejską, a Polskę w szczególności, czekają skomplikowane wyzwania.

Zacznijmy od energii. Unia nie ukrywa, że jej aktualna polityka energetyczna skazuje nas na wysokie ceny. Łączne nakłady na dekarbonizację do 2030 r. szacowane są w dokumentach unijnych na setki miliardów euro rocznie. Strach przeliczać, ile z tego kolosalnego obciążenia przypadnie na Polskę. Będą to z pewnością grube miliardy złotych rocznie. Musi to prowadzić do drastycznego podwyższenia cen energii. A przecież sednem dzisiejszej gospodarczej polityki Stanów Zjednoczonych i wielu innych krajów jest coś zupełnie przeciwnego – walka o obniżenie tych cen. Celem realizowanym skutecznie, najpoważniejszym graczem na światowych rynkach energii przestają być kraje Bliskiego Wschodu i Rosja, a miejsce to zajmują przez swą konsekwentną politykę właśnie Stany Zjednoczone. Na razie importują one około 20 proc. energii, ale już za parę lat będą całkowicie samowystarczalne. Znamienna jest amerykańska polityka cenowa – energia elektryczna kosztuje w Stanach dwa razy taniej niż w Japonii i o 50 proc. taniej niż w Unii.

W przypadku cen gazu porównanie to wypada dla nas jeszcze bardziej niekorzystnie. Do rangi dramatycznego symbolu urasta więc decyzja austriackiego koncernu Voest Alpine budującego nową stalownię za oceanem, gdzie niska cena gazu z łupków ma z nawiązką kompensować wielkie skądinąd koszty transportu stali do Europy. Jasno stawia sprawę Międzynarodowa Agencja Energetyki (MAE) – „wzrost wydobycia gazu i ropy w USA, napędzany przez nowe technologie wydobywcze gazu i lekkiej ropy naftowej z łupków, pobudza aktywność gospodarczą, a niższe ceny prądu prowadzą do osiągania istotnych przewag konkurencyjnych”. Przewag rozumianych bardzo szeroko, bowiem ceny energii przesądzają o sile wielu kluczowych sektorów gospodarki.

Waga problemu doceniana jest także w Niemczech, gdzie nic tak nie elektryzuje debaty publicznej jak koszt realizowanej polityki energetycznej, zmierzającej do obniżenia emisyjności gospodarki o 80 proc. do roku 2050. Nic dziwnego, minister środowiska w tym kraju szacuje, że kontynuacja obecnej polityki energetycznej może pociągnąć za sobą do 2030 r. koszt nawet biliona euro!

Reklama

W Polsce wydaje się na szczęście, że jest realna szansa na realizację scenariusza odległego od katastroficznego. Wynegocjowana z Gazpromem obniżka cen gazu, kontynuacja prac przy budowie terminalu LNG, ciągle niepewna, ale potencjalnie bardzo znacząca eksploatacja gazu z naszych złóż łupków, powstające nowe, także własne technologie niskoemisyjnej energetyki czy wreszcie rosnąca świadomość konieczności zwiększania efektywności zużycia energii to przykłady działań mogących w istotnym stopniu skompensować koszty unijnej polityki klimatycznej. Należy ją wreszcie zacząć traktować jako stopniowe ograniczanie emisji, a nie jako gwałtowne zaprzestanie eksploatacji węgla.

Być może jeszcze większą niewiadomą od europejskich cen energii jest przyszłość unijnej, a w szczególności polskiej innowacyjności. Przeregulowana gospodarka, nieefektywna administracja zarówno na poziomie Unii, jak i w większości krajów członkowskich. Deklarowana otwartość rynków i mobilność pracowników utrudniana przez niejednolite prawo pracy i systemy świadczeń socjalnych, odmienne systemy prowadzenia badań naukowych w krajach członkowskich ograniczające synergię płynącą ze współpracy i środowiskowej konkurencji czy kłopoty z jednolitą ochroną praw własności intelektualnej. To daleka od kompletności lista czynników negatywnie wpływających na innowacyjność unijnych przedsiębiorstw. Większość z utrudnień ma niestety charakter zadawniony i przez to trudny do zmiany. A dowodów na niedocenianie innowacyjności przez Komisję Europejską i wiele państw członkowskich jest masa. Widać je w realizacji niewypowiadanej, bo wstydliwej zasady „innowacje owszem, jak tylko ustabilizujemy budżet, na razie mamy większe kłopoty”. A jest przecież odwrotnie – to konkurencyjna gospodarka prowadzi do stabilizacji budżetu! Nas w Polsce powinno to martwić szczególnie. Przecież prawie wszystko, co w kraju produkujemy, może być dzisiaj bez trudu wykonane taniej w Chinach bądź Indiach. Dla kraju w środku Europy jedyną wiarygodna szansą na rozwój jest być bardziej pomysłowym od innych. I mieć możliwości taniego wprowadzania w życie nowatorskich pomysłów, co w pierwszej kolejności determinowane jest cenami energii.

I tu splatają się ściśle oba wątki tego tekstu. Bowiem energię, jaką znamy z codziennych zastosowań, otrzymujemy w darze od natury w postaci energii pierwotnej, którą tylko transformujemy do takich jej postaci, które są dla nas najłatwiejsze do wykorzystywania. Czyli w szczególności na prąd i ciepło. A koszt tej transformacji, przekładający się na konkurencyjność całej gospodarki, zależy od zdolności do wdrażania innowacji technologicznych. Najwyższy czas, abyśmy uświadomili sobie, co tak naprawdę przesądzi o naszej przyszłości.