I nic dziwnego, bo wyniki sobotnich wyborów w Czechach są niewątpliwie dla wielu zaskoczeniem. Choć rzeczywiście wygrała CSSD, czyli Czeska Partia Socjaldemokratyczna, z 20-proc. poparciem, to otrzymała ona najniższy wynik wyborczy od kilkunastu lat. Okazuje się, że po piętach depcze jej zupełnie nowy polityczny twór – ANO 2011 (TAK 2011 – red.), na którą głosowało aż 18,7 proc. wyborców.

Czeski Berlusconi, populista, jak opisują go media, Andrej Babiš, drugi najbogatszy Czech, stał się czarnym koniem wyborów. Mimo, że program wyborczy partii założonej dwa lata temu jest mocno niejasny jego głównym mottem jest walka z korupcją. Trzecie miejsce zyskali komuniści. A byłą partię rządząca ODS (Obywatelska Partia Demokratyczna) dogoniła partia japońskiego Czecha Tomia Okamury Usvit (Ruch Świt Bezpośredniej Demokracji), zyskując 6,8 proc. głosów, czyli o jeden punkt procentowy mniej niż ODS. Jego program to obietnica bezpośredniej demokracji i to właściwie koniec konkretów.

>>> Czytaj też: Zaskakujące wyniki wyborów w Czechach: polityczny kryzys trwa nadal

– Zniknął klasyczny podział na prawicę i lewicę, zastąpiła go walka między starymi partiami a nowymi ruchami obiecującymi radykalne zmiany – mówi mi jeden z dziennikarzy Czeskiej Telewizji. Co ciekawe, jeszcze kilka tygodni temu nikt nie dawał wiary, że ANO czy Usvit mają tak duże szanse. „Czescy wyborcy są zbyt wierni swoim wielkim partiom” – narzekał jeden z publicystów. Zdaniem politologów wynik głosowania to początek chaosu. Do parlamentu dostało się aż siedem partii, żadna nie ma większości, a możliwości ewentualnych koalicji jest bez liku. Jak wróżą niektóre media, skończy się tak, że po wielomiesięcznych przepychankach dojdzie do rozpisania nowych wyborów. A te przecież i tak były przedterminowe.

Reklama

Poprzednia władza się rozpadła, kiedy w czerwcu do kancelarii premiera oraz różnych instytucji w całym kraju wkroczyli zamaskowani funkcjonariusze służb specjalnych – kilku polityków trafiło do aresztu, a premier musiał podać się do dymisji w atmosferze podejrzeń o korupcję i skandalu wywołanego romansem z szefową swojego gabinetu. Choć na razie nie ma przełomu w śledztwie, oznaczało to definitywny koniec władzy. A także i partii ODS, która nie tylko poniosła w wyborach klęskę, ale do sejmu nie dostał się nawet jej przewodniczący. Najciekawsze jest jednak to, że wygrały tak dziwaczne ugrupowania.

Tomio Okamura stał się sławny po tym, jak napisał książkę (bestseller) o sobie, oraz po występach w reality show. W obecnej kampanii nie krył poglądów nacjonalistycznych, popierając m.in. pomysł neonazistów, by Romów przesiedlić do Indii. Zaś swój pomysł na program ograniczył przede wszystkim do propozycji, by o większości spraw Czesi rozstrzygali osobiście w referendach. Jego partia wygląda raczej na jednosezonowy twór. Znacznie bardziej skomplikowana sprawa jest z ANO. Jej lider to świetnie prosperujący biznesmen słowackiego pochodzenia, który na liście najbogatszych ludzi świata tygodnika „Forbes” znalazł się na 736. miejscu z majątkiem szacowanym na 2 mld dol.

Jest właścicielem megakoncernu specjalizującego się w branży żywnościowej, rolnej i handlowej. Na kilka tygodni przed wyborami kupił grupę mediową wydającą kilka największych czeskich dzienników, posiadającą również rozgłośnię radiową i stację telewizyjną. Choć zarzekał się, że nie będzie ich wykorzystywać do kampanii, kiedy jedna z jego gazet nie napisała o konferencji prasowej ANO, osobiście zadzwonił do redakcji. – Mam nadzieję, że chłopcy wiedzą, co robią. Bo jeszcze nie wiedzą, z kim mają do czynienia – zakończył rozmowę z redaktorami. Teraz jest głównym rozgrywającym w rozmowach koalicyjnych przy tworzeniu nowej władzy.