Ze względu na charakterystykę gospodarek z naszego regionu oraz ich zachowanie w trakcie ostatnich kilku lat globalnego kryzysu Polskę czasami określa się mianem Niemiec obszaru Europy Środkowo-Wschodniej, a Czechom przypadł w udziale tytuł Szwajcarii tego regionu.
Od niedawna w zakresie rozwiązań stosowanych w polityce pieniężnej Czechy rzeczywiście stały się niemal kopią kraju Helwetów. Mają już nie tylko podobnie jak w Szwajcarii niemal zerowe stopy procentowe, lecz także ograniczenie dla siły narodowej waluty względem euro.
Po wielu miesiącach werbalnego straszenia interwencjami walutowymi czeski bank centralny przeszedł na początku listopada od słów do czynów i wprowadził minimalne ograniczenie dla kursu korony wobec euro na poziomie 27,0. Pod wpływem ogłoszenia tej decyzji jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki kurs czeskiej korony osłabił się dosłownie w jednej chwili wobec euro o blisko 10 proc. Wiele wskazuje na to, że na tym osłabionym poziomie pozostanie co najmniej do końca przyszłego roku. Interweniowanie w celu osłabienia krajowej waluty jest bowiem dla banków centralnych dużo łatwiejsze niż w odwrotną stronę. W pierwszym przypadku ograniczeniem jest mało realne w czeskich realiach ewentualne powstanie presji inflacyjnej ze względu na kreowane zakupami obcych walut zwiększanie podaży krajowej waluty, a w drugim przypadku twardym ograniczeniem jest niezbyt wielki zazwyczaj zasób rezerw walutowych.
Co dla Polski oznacza „szwajcarski” styl prowadzenia polityki pieniężnej władz monetarnych z Pragi i kontrowersyjny krok, który można uznać za początek wojny walutowej w regionie Europy Środkowo-Wschodniej? Najważniejsze wydają się dwa zagadnienia. Po pierwsze, czy usztywnienie kursu korony zaszkodzi w istotnym stopniu polskim eksporterom? Po drugie, czy czeski bank centralny może znaleźć naśladowcę w polskiej Radzie Polityki Pieniężnej?
Reklama
Utrata konkurencyjności w istotnym stopniu polskim eksporterom raczej nie grozi. Co prawda Czechy stały się w ostatnich latach trzecim pod względem znaczenia rynkiem eksportowym dla Polski (wyprzedzając Francję i Włochy), ale ich udział w całości polskiego eksportu nadal jest dość niewielki i nieznacznie przekracza 6 proc. Biorąc pod uwagę, że kurs walutowy nie jest główną determinantą zachowania eksportu, dopiero znacznie silniejsze niż dotychczas umocnienie złotego do korony mogłoby zahamować polską ekspansję eksportową w Czechach. Nie powinna również istotnie ucierpieć konkurencyjność polskich eksporterów względem czeskich rywali na zagranicznych rynkach, ponieważ eksport znad Wisły ma znacznie bardziej zdywersyfikowaną strukturę niż znad Wełtawy. Ucierpieć mógłby być może w pewnym stopniu eksport branży motoryzacyjnej, w której Czesi się specjalizują.
Między innymi dlatego, że działania czeskich władz monetarnych nie powinny być destrukcyjne dla polskiego eksportu, trudno oczekiwać, aby RPP zastosowała podobne narzędzia w polityce pieniężnej. Ważniejsze argumenty przeciwko temu to jednak zupełnie odmienna sytuacja gospodarcza (recesja i presja deflacyjna w Czechach wobec solidnego ożywienia gospodarczego i stopniowego wzrostu inflacji w Polsce), stopień zależności całej gospodarki od sektora eksportowego (bardzo duża w Czechach i rosnąca, ale relatywnie niewielka w Polsce) oraz struktura bilansu sektora publicznego i prywatnego (duże zadłużenie w walutach obcych w Polsce i niemal jego brak w Czechach).
ikona lupy />
Piotr Bujak główny ekonomista Nordea Bank Polska / Dziennik Gazeta Prawna