• Inflacja w Wielkiej Brytanii doszła do docelowego poziomu zakładanego przez BoE
• Rynek w „śpiączce” w oczekiwaniu na popołudniowe dane z USA

JPY próbował zagrać na korelacji z giełdą, ale bez większego przekonania. Mimo to rano kurs USD/JPY kształtował się wyżej. Potem z kolei dotarł do pierwszego domniemanego poziomu oporu, tj. 103,80, i po próbie wybicia się zwolnił tempo.
Jeśli chodzi o inne rejony, po publikacji dość mieszanych danych z krainy Oz „mały wojownik” (AUD) znowu stracił. Na początku sesji w Europie jego kurs nadal zniżkował. Z kolei EUR/USD wczesnym rankiem poszedł w górę po komentarzach członka Rady Zarządzającej Europejskiego Banku Centralnego Ewalda Nowotnego, które, ogólnie rzecz biorąc, nie sprowadzały się do niczego nowego czy konkretnego. Ale to wystarczyło, by wspólna waluta umocniła się w stosunku do „zielonego”, napotykając następnie solidną linię ofert sprzedaży na 1,3700.

Opublikowana dziś rano dynamika inflacji w Wielkiej Brytanii okazała się najniższa od czterech lat – i po raz pierwszy od mniej więcej takiego samego czasu wskaźnik ten osiągnął poziom docelowy zakładany przez Bank of England. Ponieważ inflacja w grudniu wyniosła 2 proc., GBP/USD wystrzelił do góry; słabiutkie zlecenia stop zostały wyczyszczone i w myśl powiedzenia „kupuj plotki, sprzedawaj fakty” doszliśmy do szczytu na poziomie 1,6447. Po publikacji jednak kurs natychmiast zawrócił z powrotem w dół. Wygląda na to, że na razie panuje spore zamieszanie.

Ponieważ poranne publikacje już za nami, rynek zapadł w swego rodzaju drzemkę w oczekiwaniu na informacje ze Stanów Zjednoczonych na temat sprzedaży detalicznej i zapasów przedsiębiorców, które już poznaliśmy lub jeszcze poznamy. Wielu spodziewa się, że ten drugi zestaw danych w jakimś stopniu potwierdzi szanse na wprowadzenie przez Rezerwę Federalną na posiedzeniu 28-29 stycznia kolejnych cięć w programie QE. Wygląda na to, że rynek szuka czegokolwiek, co mogłoby przemawiać za takim scenariuszem lub go podważyć, innymi słowy – katalizatora, na podstawie którego mógłby sformułować swój konsensusowy pogląd.

Reklama

Jeśli chodzi o poziomy na dzisiejszy dzień:

EUR/USD: Nadal spodziewam się umiarkowanych wzrostów w tej parze, w duchu maksymy „przestań myśleć i inwestuj”. W tym kontekście warto zaznaczyć, że rynek zajmuje sporo krótkich pozycji, choć stracił sporo euro w relacji do USD w okolicach 1,3700. Najwyraźniej w wyższych rejonach gracze azjatyccy mają tych krótkich pozycji jeszcze więcej, ale napotkają niewygodnych kupujących, ulokowanych ze zleceniami stop na poziomie 1,3715/20. Jeśli chodzi o dolną część przedziału, właściciele krótkich pozycji z radością powitają 1,3605/15, by wyrównać rachunki. Osobiście jestem zdania, że będą musieli odkupić swe pozycje wcześniej, jeśli to będzie możliwe.

GBP/USD: W tej parze spodziewam się podobnych wzrostów. Jednak z punktu widzenia relacji ryzyka do zysku wolałbym, by kurs spadł jeszcze niżej, zanim zaangażuję się z jakąś większą kwotą i przekonaniem. Sądzę, że dojdziemy do 1,6300 lub w podobne okolice (chociaż nie dzisiaj), tak by można było zacząć budować pozycje w oczekiwaniu na 1,6450. Na razie jednak zlecenia stop znajdują się poniżej 1,6375, a kupujący po raz kolejny powrócili na 1,6330/40. W górnych rejonach nie ma nic oprócz realizujących zyski oraz świeżych zleceń stop na 1,6430/50.

AUD/USD: Można tu dostrzec pewien trend... Ja również obstawiam wzrosty „małego wojownika”, ale moim zdaniem grozi nam szybkie zejście do 0,8980, zanim znów powrócą kupujący. Ogólnie rzecz biorąc tkwimy w paśmie wahań, ale zanim uznam konsolidację w jego górnych rejonach za zakończoną, musimy powędrować jeszcze trochę wyżej. W górnej części przedziału sprzedający dołączą do imprezy w okolicach 0,9040/50 i ponownie na 0,9080, tak jak wczoraj.

A w międzyczasie, moi drodzy, kaski włóż! I powodzenia!