Rzadko zdarza się, by polska spółka informatyczna proponowała produkt, którego nie zaoferował przed nią jeszcze nikt na świecie. Polskie portale randkowe, społecznościowe, informacyjne, zakupowe – to wszystko mniej lub bardziej lokalne wersje pomysłów, które wymyślono już wcześniej. Dla odmiany produkt Codility jest na tyle unikatowy, że popyt na niego musiał dopiero powstać. Jeszcze nikt dotychczas nie zaproponował rozwiązania, które pozwalałoby w trakcie procesu rekrutacji automatycznie wychwytywać najbardziej uzdolnionych programistów.
Dotychczas za pomocą tego oprogramowania firmie udało się przetestować 700 tys. osób. Ponieważ oceny potencjalnych kandydatów automatycznie dokonuje program komputerowy, rozwiązaniem polskiej firmy zainteresowali się światowi giganci organizujący masowe nabory programistów, m.in. z branży elektronicznej, tj. Sony czy Samsung; duże portale internetowe, np. Allegro; czy wreszcie instytucje finansowe potrzebujące ludzi do utrzymania i rozwijania swoich systemów informatycznych, tj. BNP Paribas, Royal Bank of Scotland czy Raiffeisen. Dla nich możliwość automatycznego wyłapywania programistycznych talentów spośród tysięcy kandydatów na wczesnym etapie rekrutacji oznacza gigantyczne oszczędności.
Rekrutacja za pomocą rozwiązania Codility wygląda następująco. Kandydat na programistę dostaje link do strony polskiej firmy, gdzie czekają na niego zadania do rozwiązania. W zależności od tego, jak zażyczyła sobie instytucja szukająca pracowników, potencjalny kandydat może mieć do rozwiązania jedno, trzy, a nawet sześć zadań. Każde z nich wymaga napisania programu, który będzie rozwiązywał określony problem. Przyszły pracownik może więc otrzymać polecenie napisania programu, który z podanej listy słów wyłowi palindromy (wyrażenie brzmiące tak samo czytane od lewej do prawej i od prawej do lewej, np. Zakopane na pokaz), obliczy pole powierzchni wielokąta, znając pozycje jego wierzchołków, albo znajdzie liczby, które w danym ciągu występują więcej niż raz. Zadania te założyciel firmy Grzegorz Jakacki nazywa programistycznymi „etiudami”. – Z pozoru są proste, ale wymagają skupienia. Mają na celu przede wszystkim sprawdzenie pewnych fundamentalnych umiejętności – mówi. Do rozwiązania wielu z nich wystarczy program mający 10–15 linijek kodu, a na rozwiązanie kandydaci mają pół godziny.
>>> Wynagrodzenia w IT: Oto 10 spółek, które płacą programistom najwięcej
Największa zaleta rozwiązania? Całkowity obiektywizm, bo napisane przez kandydatów programy ocenia inny program, który przez Codility został stworzony do identyfikowania programistycznych błędów. Jakacki twierdzi, że ta metoda wskazuje braki w 60–90 proc. rozwiązań dostarczonych przez kandydatów w trakcie typowej rekrutacji. Wskazuje też na to, że obiektywność oceny ma szczególne znaczenie właśnie wśród informatyków. – Nie ma nic gorszego dla informatyka, niż bycie ocenianym przez kogoś, kto nie ma zielonego pojęcia o informatyce. Programiści mówią: nasze umiejętności są twarde i tak też trzeba je mierzyć. Nie chcę być odrzucony, bo w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej powiem, że wolę być królikiem niż antylopą – mówi Jakacki.
>>> Polecamy: Powstaje polska wyszukiwarka Nekst. Rośnie konkurencja dla Google?
Codility w pewnym sensie zaczęło się od… miłości do chińskiej kuchni. Na pomysł stworzenia programu komputerowego, który pozwoli na automatyczne wyłowienie utalentowanych programistów, Jakacki wpadł w trakcie pobytu w Państwie Środka. Pracował wtedy dla małej, ale dynamicznie rozwijającej się firmy informatycznej Exoweb. Rozwój pociągał za sobą konieczność znajdowania nowych ludzi do pracy, a oprócz czasochłonnych rekrutacji mieli na głowie mnóstwo codziennej roboty. Dlatego rekrutacjami zajmowali się w soboty, co szczególnie mobilizowało Jakuckiego. Jestem wielkim entuzjastą kuchni chińskiej, a w Pekinie jest 300 tys. restauracji, które kusiły zapachami i smakami, podczas gdy my całe soboty musieliśmy siedzieć w biurze – śmieje się Jakacki.
Zaproponował więc swojemu ówczesnemu szefowi, że napisze program komputerowy, który będzie w stanie automatycznie ocenić proste programy napisane przez zgłaszających się do pracy w Exoweb. Ten przystał na pomysł, pod warunkiem jednak, że napisanie takiego programu nie zajmie Jakackiemu więcej niż jeden dzień. Polakowi się udało i dzięki jego pomysłowi firma w ciągu dwóch lat przetestowała w ten sposób 2,5 tys. programistów. Jego ówcześni szefowie nie wyrazili jednak zainteresowania rozwijaniem tego pomysłu na większą skalę i zostawili Jakackiemu w tej kwestii wolną rękę. Postanowił to wykorzystać, kiedy w 2007 r. wrócił do Polski.
Tutaj zajął się opracowaniem nowej, ulepszonej wersji swojego pomysłu razem z absolwentami Uniwersytetu Warszawskiego Tomaszem Błaszczykiem i Tomaszem Waleniem. Dzisiaj Jakacki wspomina, że nie do przecenienia był fakt, że wszyscy wcześniej zetknęli się z Olimpiadą Informatyczną, i to zarówno od strony uczestnika, jak i od strony organizatora. Wiedzieli więc, jak się rozwiązuje olimpijskie zadania, ale co ważniejsze – wiedzieli też, jak się je projektuje i jakie umiejętności sprawdzają. Sam Jakacki był autorem zbioru zadań z informatyki, a Olimpiada przez prawie dekadę korzystała z programu napisanego przez Walenia, który oceniał kandydatów na olimpiadę informatyczną przez… ocenę napisanych przez nich krótkich programów. Kiedy więc zabierali się do pisania swojego programu, praktycznie cały know-how mieli w ręku, co – jak z perspektywy czasu mówi Jakacki – pozwoliło im zaoszczędzić mnóstwo czasu i uniknąć wiele błędów.
Wkrótce potem firmie udało się zdobyć 50 tys. euro finansowania z londyńskiego funduszu Seedcamp. Ważniejsze jednak od gotówki było to, że fundusz postanowił wesprzeć właśnie Codility. Na Zachodzie bowiem za funduszem, oprócz pieniędzy, idzie także pewna fama w środowisku. Jeśli zdecyduje się na wsparcie danego przedsięwzięcia, wystawia tym samym glejt, że warto z tymi ludźmi współpracować. Wkrótce potem pojawili się pierwsi klienci. Jakacki wspomina, że po 9 miesiącach działalności Codility zrównoważyło koszty z przychodami. Pierwszym dużym klientem był randkowy portal z USA e-Harmony. Do tego grona wkrótce doszli inni gracze wagi ciężkiej z branży elektronicznej, m.in. Nokia, a potem pojawili się kolejni. A pojawiali się w takim tempie, że w drugim roku działalności firma urosła prawie czterokrotnie.
W przyszłości Codility chciałoby stać się „standardem kompetencji programisty”. – Kiedy myśli się o wyszukiwaniu, myśli się o Google. Chciałbym, żeby o naszym teście myślano wtedy, kiedy myśli się o podstawowych kompetencjach programisty – mówi Jakacki. Szefowi Codility marzy się jednak coś więcej. Na działalność firmy patrzy także z perspektywy pedagogicznej. W trakcie rekrutacji trafia się wiele osób, które byłyby niezłymi programistami, gdyby ktoś je podszkolił. Dlatego firma udostępnia na swoich stronach darmowy kurs podstaw programowania wzbogacony o zestaw zadań, a raz w miesiącu publikuje zadanie wyzwanie, z którym każdy może się zmierzyć. W ten sposób olimpijskie ziarno niesione jest dalej: nie chodzi tylko o to, żeby programować, ale żeby robić to jak najlepiej.
>>> Polskie firmy podbijają Europę, zawody programistów w kraju przyciągają zaś tłumy z całego świata. Nie jesteśmy technologicznym zaściankiem, coraz mocniej pukamy do drzwi liderów, a czasem zostawiamy ich za plecami. Czytaj więcej na ten temat.