Takie zachowanie było bardzo zastanawiające i nasiliło się dopiero pod koniec sesji. Nie można więc twierdzić, że to słabsze poranne dane z Chin niekorzystnie wpłynęły na sentyment. Owszem, spadek przemysłowej indeksu Państwa Środka z 50,5 pkt. do ledwie 49,6 pkt. (najniżej od pół roku) mógł budzić niepokój, ale nie pierwszy już raz Chiny, czy generalnie państwa rozwijające się, pokazują się od niekorzystnej strony. Koniem pociągowy ożywienia są bowiem USA, a w naszym regionie Niemcy czy strefa euro jako całość, więc doniesienia z tych bloków powinny skupiać na sobie uwagę. Były one generalnie dobre, a w przypadku Niemiec czy strefy euro jako całości wręcz rewelacyjne. Otóż w przypadku sektora przemysłu naszego zachodniego sąsiada zaobserwowaliśmy pozytywne zaskoczenie wzrostem z 54,3 pkt. do 56,3 pkt. przy oczekiwaniach na poziomie 54,6 pkt. Nieco gorzej prezentowały się usługi, ale sumarycznie indeks złożony z dwóch najważniejszych sektorów gospodarki wypadał najwyżej od czerwca 2011 roku, czyli na poziomie 55,9 pkt. wobec 55 pkt. w grudniu. Bardzo podobnie wyglądała sytuacja w całej strefie euro, gdzie złożony wskaźnik wzrósł z 52,1 pkt. aż do 53,2 pkt., czyli najwyższego poziomu od połowy 2011 roku i jednocześnie potwierdzonego zwyżką subindeksu nowych zamówień, co wskazywać powinno na trwałość ożywienia.

Rynek giełdowy na te informacje reagował ospale, a pokaźną zwyżkę zanotowało jedynie euro. Szczególnie słaba była końcówka sesji, gdzie niektórzy wskazywać mogą na niekorzystne zaskoczenie w przypadku amerykańskiego indeksu PMI. Nie jest on jednak uważany przez inwestorów za tak wiarygodny jak jego później publikowany konkurent – wskaźnik ISM. Zresztą zniżki zaczęły się już przed publikacją wspominanego indeksu i były domeną zagranicznych indeksów. Warszawa w tym kontekście nie mogła się oprzeć globalnej tendencji i mimo chęci zakończenia męczącej grudniowo-styczniowej korekty musiała poddać się dyktacie otoczenia. Zmianom towarzyszył bardzo duży obrót i to już drugi raz z rzędu, co każe dzisiejsze maksima traktować jako ważny opór. Teraz trzeba czekać na poprawę klimatu inwestycyjnego, by ponownie próbować go zdobyć.