ikona lupy />
Zbigniew Parafianowicz kierownik działów kraj i świat / Dziennik Gazeta Prawna
Andrzej M. był ledwie dyrektorem jednej z rządowych agend. Marcin F. zaledwie menedżerem w IBM. Tomasz Z. – w HP. Taki pułap wystarczył, by decydować o tempie cyfryzacji państwa. >>> Czytaj więcej o kulisach infoafery
Akta infoafery są potwierdzeniem, że dwadzieścia lat po upadku komunizmu gramy w korupcyjnej lidze razem z Bangladeszem, Rosją, Ukrainą czy Bałkanami. Z perspektywy przedmieść Nowego Jorku, z Armonk – jesteśmy zaliczani do tej samej grupy państw. Tych, w których można uruchomić czarne kasy.
W przypadku infoafery z buta potraktowały nas globalne korporacje. Za nissana quashqaia i myjkę Karcher przejmowały najatrakcyjniejsze zamówienia publiczne.
Reklama
Ale czy inaczej było z tajnymi więzieniami CIA? Za karton dolarów nie zadawaliśmy Amerykanom pytań, co robią w elitarnej szkole wywiadu. >>> Czytaj więcej o tajnych więzieniach CIA w Polsce
Przypomnę tylko, że przy tej okazji wybrano nas z grona, w którym znajdowały się Kambodża i Tajlandia.
Podobnie było przy wartych miliardy kontraktach na modernizację armii. Jakiś jeden dziwny człowiek z kilkoma paszportami próbował zblatować – byłego już – wiceszefa MON gen. Waldemara Skrzypczaka.
W przypadku cyfryzacji państwo polskie pogardliwie potraktowała korporacja. Jeśli chodzi o więzienia – amerykańska agencja rządowa. Modernizację armii – szeregowy lobbysta. Słabe to wszystko. I jedną mam konkluzję: jeśli sami nie zaczniemy się szanować, nie będą nas też szanowali inni.

>>> Zobacz pełen wykaz łapówek dla głównego bohatera infoafery