"Gdy jestem pytany przez Niemców, kiedy wejdziemy do euro, odpowiadam – jak nas zaprosicie. Wiem oczywiście, że nie ma takiej procedury. Mówiąc tak, mam na myśli: jak nas zaprosicie, to my powiemy, na jakich warunkach - bez wejścia do ERM II. Nam to jest niepotrzebne" - powiedział Belka w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" (cały wywiad dostępny tutaj).

Wyjaśnił, że gdyby Polska weszła do ERMII, co jest formalnym obowiązkiem, to ze złotym przez dwuletni okres obowiązkowego trwania tej procedury działoby się "to, co z koroną słowacką".

>>> Czytaj też: Złoty uzbrojony w niższy deficyt jest gotowy na zawieruchy

"Złoty by natychmiast się wzmocnił, i to tak do 15 proc., na ile pozwalają widełki w ramach ERM II. Wtedy EBC zgodziłby się łaskawie ten wyższy poziom złotego uznać za centralny i znów mielibyśmy 15 proc. umocnienia. I cała nasza konkurencyjność kosztowa by zniknęła" - powiedział szef banku centralnego.

Reklama

"Właśnie z tego względu nie jestem zwolennikiem tego, by wchodzić do strefy euro przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości" - podsumował były premier.

Według wymogów unijnych, przed przyjęciem wspólnej waluty, kraj kandydujący musi na dwa lata wprowadzić swoją walutę do systemu ERM II - w nim musi utrzymywać kurs w obrębie określonych wahań, maksymalnie +/- 15 proc.

Wchodząc w 2004 r. do Unii Europejskiej Polska zobowiązała się do przyjęcia wspólnej waluty, jednak bez określania terminów. Na początku tego roku premier Donald Tusk mówił, że jest rzecznikiem przystąpienia Polski do strefy euro, ale "na pewno nie w najbliższym czasie, ale w tej perspektywie, do której sięga wyobraźnią".

>>> Marek Belka nic nie zdradza na temat przyszłych stóp procentowych. Chce odwieść spekulantów od przedwczesnego stawiania na wysokie koszty pożyczek i spowalniania rodzącego się ożywienia gospodarczego. Czytaj więcej w artykule: Nuda jest piękna. Marek Belka chce uśpić rynek