O dodatkowe finansowanie stara się teraz m.in. Zmorph, który wszedł na rynek nieco ponad rok temu. Firma niedawno zakończyła drugą serię spotkań z inwestorami Londynie.

- Nie wykluczamy, że w ciągu kilku najbliższych tygodni zakończymy rozmowy i pozyskamy finansowanie na rozwój. Możliwe są różne scenariusze, m.in. wejście kapitałowe funduszy private equity do spółki lub oferta prywatna akcji skierowane do ograniczonej grupy inwestorów w Londynie i Warszawie. Nie wykluczamy, że w drugiej połowie przyszłego roku dodatkowo wprowadzimy firmę na londyński AIM – deklaruje Przemek Jaworski, założyciel spółki.

Firma pieniądze chce przeznaczyć m.in. na zwiększenie produkcji. Teraz może wyprodukować 100 urządzeń miesięcznie. W najbliższym czasie chce dojść do poziomu kilkuset drukarek na miesiąc. Cel firmy to przede wszystkim dalszy rozwój sprzedaży zagranicą, gdzie generuje ok. 80 proc. sprzedaży, głównie w Europie. Poza plastikiem, najpopularniejszym materiałem używanym w drukarkach, urządzenia firmy obsługują też inne materiały, np. ceramikę.

Przeczytaj też, ile kosztuje sprzęt do drukowania przestrzennego

Reklama

O kilka milionów złotych na rozwój produktów stara się też Omni3D. Firma powstała w 2013 r. i sprzedała do tej pory ok. 200 drukarek. Teraz jest w stanie wyprodukować kilkaset urządzeń rocznie.

- Dzięki wsparciu nowych inwestorów chcemy zwiększyć produkcję i sprzedaż do co najmniej kilku tysięcy w skali roku. Myślimy też o rozwoju sprzedaży zagranicą. Do tego potrzebne jest jednak wsparcie w budowie serwisu poza Polską – mówi Tomasz Czapliński, prezes LMS Invest, które w ubiegłym roku zainwestowało w Omni3D niecały 1 mln zł.

Spółka chce m.in. rozszerzyć portfolio produktów o drukarki, w których można wykorzystywać inne rodzaje materiału niż najbardziej popularne materiały termoplastyczne stapiane w głowicy. Chodzi m.in. o drukarki proszkowe, które dzięki spajaniu mogą drukować materiały np. z metalu czy szkła lub drukarki wykorzystujące żywicę światłoutwardzalną, która może służyć do produkcji skomplikowanych detali.

Coraz trudniej utrzymać się na rynku

Rozmówcy Forsal.pl nie ukrywają jednocześnie, że dla firm, które na trwałe chcą wpisać się w krajobraz światowej branży drukarek 3D i wykroić z niej atrakcyjny kawałek tortu, to już niemal ostatni dzwonek na podjęcie odpowiednich działań.

- Branża rozwija się obecnie w niezwykle szybkim tempie. Kluczem do utrzymania się na rynku jest oferowanie konkurencyjnego produktu i jak największa optymalizacja produkcji, m.in. przez zmniejszanie kosztów. Jeśli ktoś już teraz nie zaistnieje mocno w świadomości klientów, już wkrótce może zniknąć z rynku – wskazuje Karolina Bołądź, współzałożycielka firmy Zortrax, która pieniądze na rozwój zbierała m.in. na serwisie Kickstarter. W maju 2013 r. zdobyła w ten sposób prawie 180 tys. dolarów. Czytaj więcej na ten temat tutaj. W tym roku firma przeprowadziła dodatkowo dwie emisje obligacji wśród krajowych inwestorów.

Karolina Bołądź dodaje, że o poziomie konkurencyjności w branży może świadczyć to, że jeszcze niedawno producenci nie musieli mocno promować swoich marek i produktów, a drukarki i tak sprzedawały się niemal na pniu. Teraz marketing ma coraz większe znaczenie w promocji.

>>> Czytaj też: Gadgets3D: młodzi Polacy chcą wprowadzić druk 3D pod strzechy

Kolejna faza rewolucji przemysłowej

O tym, w jakim tempie rozwija się branża, mogą świadczyć dane amerykańskiej firmy analitycznej i konsultingowej Wohlers Associates, która szacuje, że w 2013 r. wartość światowego rynku druku 3D (produktów i usług) wzrosła o 34,9 proc. (CAGR - skumulowany roczny wskaźnik wzrostu) do 3,07 mld dolarów. To najwyższy poziom od 17 lat. Przed rokiem Wohlers Associates przewidywał, że do 2017 r. sprzedaż produktów i usług w segmencie 3D osiągnie 6 mld dolarów.

- Sądzę, że wzrost popularności drukarek 3D doprowadzi do swego rodzaju kolejnej fazy rewolucji przemysłowej, szczególnie dla mniejszych, lokalnych firm, które będą dzięki nim w stanie zindywidualizować produkcję, a nie opierać się na zewnętrznych wykonawcach – przekonuje Przemek Jaworski ze Zmorph.

Czas pokaże, czy ta wizja rzeczywiście się spełni. Na razie obserwatorzy branży przyznają, że popyt na drukarki 3D to nie chwilowa moda. Według Barbary Ostrowskiej, doktorantki na wydziale Inżynierii Materiałowej Politechniki Warszawskiej, z drukarkami 3D będzie tak, jak było z komputerami.

- Kiedyś nie mieściło się w głowie, że komputer będzie w każdym domu. Może drukarki 3D do mieszkań nie trafią, ale na pewno będą punkty usługowe, w których będzie można wydrukować potrzebne rzeczy - indywidualnie dopasowaną protezę czy szczoteczkę do zębów ze specjalnym uchwytem dla kogoś, kto ma np. niedowład ręki – ocenia. Dodaje, że jeszcze jakiś czas temu podstawowa drukarka do laboratorium kosztowała kilkadziesiąt tysięcy złotych, teraz można ja kupić już za kilka tysięcy złotych. W segmencie tym widać też obecnie dwa główne nurty rozwoju: drukarki medyczne, które nadają się do wytwarzania implantów i rusztowań pod tkanki służące na przykład do regeneracji organów oraz drukarki techniczne do modelowania i prototypowania.

Nowa technologia może wywołać rewolucję w budownictwie: drukarka 3D zbuduje dom w 24 godziny. Zobacz film.