Prokuratura chciała, by dziennikarze dobrowolnie oddali nośniki, na których zarejestrowano podsłuchane rozmowy czołowych polityków. Redakcja "Wprost" odmówiła.

Redaktor naczelny Sylwester Latkowski obawia się, że straci swój komputer. Określa działanie ABW mianem bandytyzmu. Tam są moje źródła informacji, które mogę stracić, tam są dokumenty, nagrania, jeżeli w tym kraju jest tak, że można to zrobić, to po co w ogóle są media?! - oburzał się Sylwester Latkowski.

- Jacyś smutni panowie w ciemnych autach są przed redakcją, są pod dowództwem prokuratora Józefa Gacka - opowiadał dziennikarz "Wprost" Michał Majewski. Jak mówił, redakcja nie może wydać nagrań, ponieważ może to wskazywać na źródła, które zastrzegły anonimowość. Jesteśmy zobowiązani dochować tajemnicy dziennikarskiej, do tego zobowiązuje nas prawo - zaznaczył Michał Majewski.

O ponownym wejściu Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) do redakcji "Wprost" poinformowali dziennikarze tego tygodnika na Twitterze.

Reklama

Na miejscu pojawił się również prokurator Józef Gacek. "Czekamy na prawnika wydawnictwa" - pisze na Twitterze dziennikarz "Wprost" Michał Majewski.

Za pierwszym razem, gdy ABW weszła do redakcji "Wprost", prokuratura chciała, by dziennikarze "dobrowolnie" oddali nośniki, na których zarejestrowano podsłuchane rozmowy czołowych polityków. Redakcja "Wprost" odmówiła.

Nie wszystko ujawniliśmy - deklaruje redaktor naczelny tygodnika Sylwester Latkowski i obiecuje publikację dalszej części nagrań z podsłuchów.

Zdaniem dziennikarzy "Wprost", służby próbują ich zastraszyć. Szef tygodnika zapowiada ujawnienie kolejnej porcji materiałów. Jak podkreśla, "Wprost" opublikuje nagrania w całości, również tę ich część, która do tej pory nie została ujawniona.

"To forma wywierania presji" - tak o wejściu ABW do redakcji mówi dziennikarz "Wprost" Michał Majewski. Jak zaznacza, prokuratura, albo ABW mogły po prostu wezwać redaktora naczelnego do siebie. Forma, którą wybrano, czyli wkroczenie trzech funkcjonariuszy do redakcji nie jest, jego zdaniem, najlepszym sposobem prowadzenia czynności. Działania służb, jak zaznacza Michał Majewski, są odbierane przez dziennikarzy "Wprost" jako próba wywierania presji i przeszkadzania w pracy dziennikarskiej.

Majewski opublikował zdjęcie prokuratorskiego "postanowienia o wydaniu rzeczy". Czytamy w nim, że prokuratura żąda od redaktora naczelnego i kilkorga dziennikarzy "dobrowolnego" wydania nośników zawierających treści rozmów prowadzonych podczas spotkań polityków w restauracji "Sowa&Przyjaciele" oraz w restauracji w Amber Room w Pałacyku Sobańskich w Warszawie.

Rzecznik ABW Maciej Karczyński nie chciał mówić o szczegółach. Powiedział tylko, że Agencja wypełnia polecenia Prokuratury Okręgowej w Warszawie. "Funkcjonariusze ABW wykonują czynności służbowe w jednej z redakcji" - mówił Karczyński.

"Wprost" ujawniło podsłuchy rozmów m.in. ministra spraw wewnętrznych i prezesa NBP oraz byłego ministra transportu Sławomira Nowaka. Śledztwo prokuratury wszczęto na wniosek Bartłomieja Sienkiewicza i byłego szefa GROM-u Dariusza Zawadki - bohaterów ujawnionych taśm.

Rzeczniczka Renata Mazur mówiła wcześniej IAR, że prokurator przeanalizował zawiadomienia i zdecydował się wszcząć postępowania w kierunku artykułu 267 paragrafu 3 kodeksu karnego, czyli nielegalnych podsłuchów.

>>> Czytaj też: Komu pomoże, a komu zaszkodzi ostatnia afera taśmowa

Zobacz film z wejścia ABW do redakcji tygodnika "Wprost"

https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=FQIL7r-tMW8