Sam premier do Brukseli się jednak nie wybiera, choć dziś tak jednoznacznie jak jeszcze rok temu takiej sytuacji nie wyklucza.

Wczorajszy wieczorny szczyt Unii Europejskiej poświęcony obsadzie najważniejszych stanowisk zakończył się fiaskiem. Oprócz Donalda Tuska w gronie faworytów wymieniani są także premier Danii oraz byli szefowie rządów Estonii i Łotwy. Zdaniem eksperta, paradoksalnie teraz szanse polskiego premiera wzrosły.

"Ewidentnie trudno się państwom członkowskim dogadać, ewidentnie jest potrzeba pojawienia się kandydata kompromisowego, który by zapewniał koncyliacyjny charakter prac Rady Europejskiej" - mówił Paweł Świeboda. Według niego Donald Tusk ma takie predyspozycje, a dodatkowo jego nazwisko nie jest "wyeksploatowane w dyskusji", bo ponownie pojawiło się dzień przed szczytem. "Dlatego, gdyby chciał kandydować, jego szanse byłyby duże" - ocenia ekspert.

Paweł Świeboda zwrócił uwagę, że Donald Tusk nie mówi stanowczo "nie" na pytanie dotyczące brukselskich planów. "Rok temu słyszeliśmy NIE, dziś NIE, ALE BYĆ MOŻE, co w języku dyplomacji oznacza, że de facto zgłasza swoją kandydaturę", dodał ekspert.

Reklama

Świeboda zaznaczył, że to, iż przywódcy na wczorajszym szczycie nie dojdą do porozumienia, było do przewidzenia. Przypomniał, że to już trzecie spotkanie szefów państw i rządów w sprawie obsady stanowisk. Teraz europejscy liderzy dali sobie czas do końca sierpnia.

>>> Czytaj też: Marny start Polski po unijne stanowiska: Sikorski bez szans, Tusk silniejszy za 5 lat