Niewypowiedziana wojna domowa na Ukrainie wpływa na gospodarkę pozostałych krajów europejskich, mimo że walki nie przedostają się poza granice jej kraju. Na pytanie, dlaczego zamieszki w krajach sąsiadujących z Polską wpływają na kursy walut, odpowiedział Mirosław Budzicki, strateg w biurze strategii rynkowych PKO BP.

Jak wyjaśnił, ryzyko geopolityczne, jakie aktualnie realizuje się u naszego wschodniego sąsiada, jest jednym z czynników ryzyka, które inwestorzy starają się uwzględniać planując wszelkiego rodzaju inwestycje, a zwłaszcza długoterminowe.

– Z tego punktu widzenia istotny jest dalszy rozwój wydarzeń na Ukrainie – powiedział Mirosław Budzicki. – Zmiana tych uwarunkowań w większości przypadków wpływa na opłacalność naszej inwestycji, bez względu na to czy będą to inwestycje krótkoterminowe spekulacyjne w aktywa finansowe czy bezpośrednie długoterminowe – dodał.

>>> Czytaj też: 3964,91 zł brutto - tyle zarabia dziś statystyczny Kowalski. GUS podał najnowsze dane

Reklama

Co przyniesie przyszłość Ukrainie?

Kierunek, w jakim rozwinie się dzisiejsza próba sił między Rosją i Ukrainą, będzie miał kluczowe znaczenie dla przyszłych decyzji inwestorów. Jeśli pogłębi się kryzys za naszą wschodnią granicą, to część inwestorów może wstrzymać się z inwestycjami w Polsce, czy wręcz zacząć wycofywać kapitał. – Niektórzy antycypując taką reakcję będą sprzedawać złotego w nadziei na krótkoterminowe zyski. W efekcie na rynku finansowym widzimy z jednej strony deprecjację złotego, z drugiej wzrost premii za ryzyko kredytowe – wyjaśnił ekspert.

Pytanie o rozwój sytuacji na rynku walutowych jest ważne dla szerokiego grona osób, od inwestorów i eksporterów po posiadaczy kredytów hipotecznych w walutach obcych. Jak zareagują takie waluty takie jak rubel, dolar, euro, frank, funt, a także te środkowoeuropejskie (forint, korona) na ewentualne wejście armii rosyjskiej na Ukrainę? A także, jeśli wydarzy się najczarniejszy scenariusz ataku, w jakie waluty inwestować, by uniknąć strat?

– Patrząc na historyczne zmiany rynkowe widać wyraźnie, że ewentualna interwencja zbrojna Rosji na Ukrainie doprowadziłaby do wzrostu niepewności, a w konsekwencji do wzrostu premii za ryzyko – wyjaśnił Brudzicki. – Waluty naszego regionu powinny zareagować wówczas deprecjacją, a kapitał będzie przepływał w kierunku walut „bezpiecznych”. Wśród nich wyróżniłbym przede wszystkim franka szwajcarskiego, dolara amerykańskiego, a także jena japońskiego – dodał.

Możliwy jest też taki rozwój sytuacji, w której euro mogłoby zyskiwać do walut naszego regionu, czyli złotego, czeskiej korony, forinta, ale jednocześnie tracić wobec dolara i franka. Skala zmian na rynku walutowym jest oczywiście uzależniona od scenariusza, który zrealizuje się na Ukrainie. Najmocniej odczuły kryzys waluty krajów bezpośrednio uczestniczących w walkach. Dla hrywny i rubla już sama tylko eskalacja kryzysu skutkowała w ostatnich miesiącach silnym spadkiem wartości, podobnie reagowały indeksy na giełdzie w Moskwie. Dalsze zaostrzenie konfliktu w oczywisty sposób zintensyfikowałoby ten niekorzystny proces.

Kolejny egzamin złotego

Ostatnia kwestia dotyczy kondycji złotego na tle konfliktu na Ukrainie i w świetle rosyjskiego embarga. Czy polska waluta zdała kolejny egzamin?

– Najpierw kryzys w strefie euro, a także ten obecny dziś na Ukrainie pokazują, że Polska jest postrzegana przez inwestorów zagranicznych jako bardzo stabilne państwo – powiedział Mirosław Budzicki. – W porównaniu do wielu krajów wschodzących Polska posiada bezpieczny poziom nierównowagi wewnętrznej i zewnętrznej, „zdrowy” system finansowy, wsparcie ze strony inwestycji finansowanych z funduszy unijnych. To czyni Polskę w dużej części odporną na różne szoki zewnętrzne. Dlatego nie obserwujemy istotniejszych zmian w wycenie złotego na przestrzeni ostatnich lat. Chociaż faktycznie w ostatnich tygodniach złoty wyraźnie osłabił się (o około 5 groszy), to jednak poziom 4,18-4,19 na parze EUR/PLN jest równy średniej liczonej dla okresu od stycznia 2012 r. To moim zdaniem wskazuje na siłę naszej waluty. W tym kontekście warto wspomnieć, że jeszcze dwa miesiące temu kurs na krótko spadł nawet poniżej 4,10 i wówczas mówiło się o ryzyku dalszej aprecjacji naszej waluty – podsumował Brudzicki.