Jeszcze w 2005 roku produkcja ropy w USA wnosiła "zaledwie" 5,4 mln baryłek dziennie. Dziś, jest ponad dwukrotnie większa (11,5 mln b/d), a to z kolei oznacza, że Stany Zjednoczone wyprzedziły zarówno Arabię Saudyjską, która dotychczas była największym producentem ropy na świecie, jak i Rosję (10,4 mln b/d).

Jak podkreśla "Rzeczpospolita", wpływ na dynamiczny rozwój przemysłu naftowego w USA ma przede wszystkim nowa technologia szczelinowania hydraulicznego, która pozwala na eksploatacje niedostępnych wcześniej złóż w Teksasie, Dakocie Północnej czy też na szelfie Zatoki Meksykańskiej. Szacuje się, że rezerwy ropy na terenie USA wynoszą obecnie 2 biliony baryłek.

>>> Czytaj też: Krym boli Rosję. Chińska waluta zajmuje miejsce rubla

Zwiększone wydobycie ropy to nie tylko ogromny zastrzyk finansowy dla amerykańskiej gospodarki, ale i przewartościowanie geopolitycznych relacji tego kraju z innymi naftowymi potentatami. - Bliski Wschód będzie dla nas odgrywał oraz mniejszą rolę. To da amerykańskim władzom marżę manewru w stosunkach z Arabią Saudyjską i krajami Zatoki Perskiej - podkreśla David Kramer, były zastępca sekretarza stanu USA w rozmowie z "Rzeczpospolitą".

Reklama

Amerykańskie naftowe Eldorado najbardziej uderzy jednak w Rosję. W ostatnich 2 latach cena baryłki ropy Brent spadła ze 125 do zaledwie 92 dolarów. To złe wiadomości dla rosyjskiego budżetu, który zbilansuje się dopiero przy cenie wynoszącej 100 dolarów za baryłkę lub więcej. Eksperci podkreślają jednak, że w ciągu najbliższych pięciu lat ceny ropy naftowej na światowych rynkach spadną jeszcze niżej - do 70 dolarów za baryłkę.

- Spadek cen ropy naftowej bardzo osłabi reżim Putina i jego zdolność do odtworzenia postradzieckiego imperium - podkreśla David Karmer.

>>> Czytaj więcej w "Rzeczpospolitej"