Hiszpania jest naprawdę daleko od Europy Wschodniej, dlaczego zdecydowali się państwo na promocję waszego programu nauki właśnie tu?

Nasza szkoła prowadzi jeden z najlepszym programów MBA na świecie, zajmujemy 7. miejsce w rankingu "Financial Times" i 5. w rankingu "The Economist". Należymy też do najlepszej trójki w Europie, obok uniwersytetu w Paryżu oraz oczywiście londyńskiej szkoły biznesu. Dlaczego szukamy studentów tutaj i nawet w Kazachstanie? Mamy bardzo wysoki odsetek międzynarodowych studentów, aż 85 proc. Na 280 studentów przypada aż 56 narodowości. Są podzieleni na cztery grupy. Kobiety stanowią 26 proc.

Dlaczego ich podzieliliście?

To wynika z metody nauczania opartej na kazusach. Dostają na przykład 20-stronicowy dokument opisujący prawdziwą sytuację w którejkolwiek z firm na świecie, z Amazona, Coca-Coli. Ale nie tylko gospodarka, dostają też przypadki kryzysów politycznych, np. związanych z euro.

Reklama

Studenci muszą opracować ten problem, a następnie zaprezentować go pozostałej grupie i profesorowi. Ta metoda przyszła z Harvardu i jesteśmy drugą szkołą biznesu na świecie, która ją tak intensywnie stosuje. A stało się tak, ponieważ naszą szkołę założył właśnie Harvard w 1958 r., wciąż mamy wspólną radę nadzorczą i bardzo silne związki.

Cieszę się, że wspomniał pan akurat Harvard. Forsal.pl pisał ostatnio o opublikowanym przez Harvard Business Magazine rankingu najlepszych managerów na świecie. Według niego blisko jedna czwarta najlepszych szefów spółek to inżynierowie. Ilu jest u państwa?

Jedna trzecia naszych studentów to inżynierowie. Kolejna jedna trzecia to ekonomiści, a na pozostałą część składają się wszyscy inni, mamy dziennikarzy, prawników, dyplomatów, a nawet żołnierzy. Wszyscy, którzy są zainteresowani tym programem, mają ku temu potencjał i przejdą przez egzaminy. Bardzo cenimy zróżnicowanie naszych studentów, nie tylko ich pochodzenie z różnych krajów, ale też odmienne wykształcenie i doświadczenia zawodowe. To bardzo ważne, ponieważ zarówno inżynierowie jak i ekonomiści również mnóstwo się od nich uczą i wzajemnie, więc bardzo chcemy utrzymać tę różnorodność.

Czy oferujecie programy stypendialne?

Tak, mamy trzy różne stypendia, dla kobiet, dla studentów z Afryki oraz za specjalne zasługi, to znaczy dla wybitnych studentów, którzy mają wyjątkowe osiągnięcia zawodowe, naukowe lub świetnie wypadli na egzaminach.

W Hiszpanii od pewnego czasu palącym problemem jest bezrobocie, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Jak radzą sobie w tym zakresie wasi absolwenci?

Faktycznie, mamy bezrobocie na poziomie 26 proc., a w grupie do 26 lat przekracza ono 50 proc. Nasi studenci mają średnio 28 lat. Co ważne jednak, to się tyczy Hiszpanii, natomiast mimo, że nasza szkoła mieści się w Barcelonie, nie zależymy od hiszpańskiego rynku pracy. Interesują się nami międzynarodowi rekruterzy, McKinsey, Boston Consulting Group, Amazon, duże banki, jak JP Morgan. Gdy pojawiają się na naszym kampusie, to rekrutują do filii firm na całym świecie. Nawet większość hiszpańskich studentów nie pracuje potem w Hiszpanii, wyjeżdżają do pracy w Londynie, Monachium, Nowym Jorku, Paryżu.

Mamy najwyższy odsetek zatrudnienia absolwentów ze wszystkich szkół biznesu w Europie. W ciągu trzech lat od ukończenia nauki pracę zdobywa 97 proc. absolwentów, przy czym 92 proc. osób rozpoczyna pracę już w ciągu trzech miesięcy od skończenia szkoły. Trzy czwarte studentów przyjmuje ofertę pracy jeszcze przed opuszczeniem uczelni.

Czy hiszpańskim kandydatom jest w jakiś sposób łatwiej dostać się na wasze studia?

Nie, proces rekrutacyjny jest jeden dla wszystkich chętnych.

To świetnie. Porozmawiajmy więc o pieniądzach. Ile to kosztuje?

75,4 tys. euro za 19 miesięcy, czyli dwa lata nauki. To mniej niż na Columbia Business School czy London Business School. Ewentualne stypendia pokrywają do 50 proc. kosztów edukacji. Do tego dochodzą oczywiście koszty utrzymania się w Barcelonie, mieszkanie, wyżywienie.

Jak studenci radzą sobie z tą jednak znaczną sumą?

Zwykle za pomocą stypendiów, oszczędności, pożyczek. Mamy porozumienie z miejscowym bankiem, student przyjęty już na studia otrzyma kredyt pokrywający 80 proc. tej sumy bez problemu, bez wykazywania dochodów ani wskazywania gwarantów. Spłata zaczyna się po dwóch latach, trwa od pięciu do siedmiu lat. Nasi studenci nie mają z tym większych problemów.

Ilu spośród waszych studentów nie kończy nauki?

To się niemal nie zdarza, dzięki bardzo ostrej selekcji podczas rekrutacji. Myślę, że 99 proc. kończy naukę, jeśli rezygnują, to zwykle z powodów osobistych.

Studia wiążą się z ocenianiem postępów w nauce. Co się dzieje, gdy ktoś sobie nie radzi?

Studenci przechodzą przez egzaminy, muszą brać udział w zajęciach, przedstawiają raporty. Mamy trzy oceny: A, B i C, przy czym C to ocena niedostateczna. Jeśli student otrzyma ponad trzy oceny C, to trafia przed komitet akademicki i musi wyjaśnić sprawę, dostaje dodatkowe zadania. Nie czekamy jednak całego roku, aż obleją studia, pracujemy z nimi i zaczynamy jak najwcześniej. Gdy student zaczyna mieć trudności, otrzymuje mentora, są profesorowie, którzy się nimi opiekują, koledzy z klasy. To widać bardzo wcześnie, w ciągu dwóch – trzech tygodni widać, kto zmaga się z jakimiś problemami. Pokonywanie trudności to jednak część nauki, udział w naszym programie oznacza wyjście poza swoją strefę komfortu, pierwszy rok, a zwłaszcza pierwsze tygodnie są naprawdę trudne. Myślę więc, że wszyscy studenci na pewnym etapie napotykają na trudności. To część procesu nauki.

Czy wie pan może, ilu studentów z Polski trafiło na waszą uczelnię?

Myślę, że jeden lub dwóch.

Aż tak wielu?

To normalne. Mamy 280 studentów z 56 krajów. Jeśli weźmiemy pięć największych grup, czyli Amerykanów, Brazylijczyków, Hindusów, Japończyków i oczywiście, Hiszpanów, to ok. stu studentów. Na pozostałą grupę przypada więc 50 krajów, czyli średnio po trzy osoby z każdego kraju. Z Niemiec mamy co roku 8-9 osób, 8 z Włoch, 6 z Francji. Przy czym przyjmujemy średnio jednego na siedmiu kandydatów. Amerykańscy studenci trafiają do nas, by wybić się z grupy. Studiując w Stanach, nie zdobyliby tak międzynarodowego doświadczenia, które wyróżnia ich z tłumu absolwentów MBA.

I ostatnie pytanie, może najważniejsze dla niektórych naszych czytelników. Czym musi się wykazać kandydat na studia, by przejść proces rekrutacji?

Przede wszystkim, musi mieć co najmniej dwuletnie doświadczenie zawodowe. Nasi studenci mają jednak średnio za sobą cztery lata pracy. Następnie trzeba przejść testy matematyczne i werbalne oraz test z angielskiego. Następnie prosimy o przedstawienie dyplomów i stopni z uniwersytetu, nasz student musi ukończyć przynajmniej licencjata. 95 proc. osób ma jednak ukończone studia drugiego stopnia. Niezbędne są także dwa listy rekomendacyjne, np. od pracodawcy i klientów, na koniec jest jeszcze esej, niezmiernie ważny. Pytamy w nim studentów o cele studiowania, o to, do jakiej pozycji zawodowej dążą, w jakim kraju. Oceniamy ich argumenty.

Dziękuję za rozmowę.

Szkoła IESE Business School University of Navara wzięła udział w projekcie MBA 25, który w trakcie podróży po 13 miastach Europy Środkowej i Wschodniej zachęca do nauki na studiach MBA. Szkoły biznesu, głównie ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, odwiedziły Talin, Rygę, Mińsk, Bratysławę, ale wybrały się również dużo dalej na wschód, docierając do Moskwy, Astany, Tbilisi czy Baku. Z