Nowy właściciel ma wynająć TIM kupione centrum na co najmniej 15 lat i rozbudować je dla spółki o kolejne 30 tys. mkw. Dla części akcjonariuszy była to trudna decyzja.
– Pojawiły się obawy, że firma zostanie bez twardych aktywów w postaci nieruchomości i o zbyt szeroko zakrojone plany rozbudowy centrum logistycznego. Moim zdaniem firma handlowa może się obyć bez większego trwałego majątku. Wątpliwości nie mieli też nasi najwięksi dostawcy. Po sprzedaży nieruchomości nie będziemy musieli zajmować się jej utrzymaniem i uwolnimy kapitał obrotowy potrzebny do dalszego wzrostu sprzedaży – tłumaczy Krzysztof Folta, właściciel niemal 19 proc. akcji TIM-u.
Sceptyków udało się jednak przekonać i w styczniu walne zgromadzenie spółki poparło transakcję.
A plany TIM ma ambitne. Jego strategia zakłada potrojenie rocznej sprzedaży w najbliższych latach. Długoterminowy cel to zwiększenie udziału w mocno rozdrobnionym rynku dystrybucji z 7 proc. do ok. 20 proc.
Reklama
To nie pierwszy raz, kiedy szef TIM-u decyduje się na radykalne zmiany w sposobie działania. Przed czterema laty zaczął wdrażać spółkę w segment e-commerce. Pierwszym krokiem było przejęcie portalu Narzedzia.pl, największego w Polsce sklepu internetowego z elektronarzędziami. Potem firma postanowiła odejść od tradycyjnego modelu sprzedaży poprzez sieć hurtowni i w ubiegłym roku zakończyła proces zamykania ok. 30 oddziałów. W ich miejsce powstały biura handlowe, już bez magazynów. Teraz wszystkie dostawy są realizowane z Siechnic. TIM to pierwsza firma z branży, która zdecydowała się na taki sposób dystrybucji. Obecnie zamówienia przyjmuje bezpośrednio w punktach handlowych, telefonicznie i przez internet. W ubiegłym roku sprzedaż online stanowiła już 50 proc. przychodów TIM-u.
Część klientów nie przyjęła tych zmian dobrze i przestała kupować towar od spółki. Mimo to przychody firmy po trzech kwartałach 2014 r. były o niemal 50 proc. wyższe niż przed rokiem. Wyniosły 381 mln zł. – Zakładaliśmy, że pewna grupa może nie zaakceptować zmiany formuły działania. Ale musimy patrzeć w przyszłość. Pamiętam, że kiedy kilka lat temu odwiedziłem syna studiującego w USA, wszystko kupował przez internet. Zmiany robimy nie dla moich rówieśników, ale dla ludzi z pokolenia mojego syna – tłumaczy Krzysztof Folta.
Nie ukrywa, że wdrażanie zmian kosztowało go wiele stresu. Porównuje go z tym, co działo się w latach 2000–2001, kiedy firma zmagała się ze skutkami kryzysu i generowała kilkunastomilionowe straty. Także wtedy kierownictwo TIM-u zdecydowało się na radykalne kroki. Jesienią 2001 r. firma przestała realizować zamówienia klientów, których zaległości w płatnościach za poprzednie zlecenia przekroczyły 30 dni. Potem termin został skrócony do dwóch tygodni. Dziś klient jest blokowany po 10 dniach opóźnienia.
– Wtedy też ryzykowaliśmy, że klienci do nas nie wrócą, a jednak tak się nie stało. Sądzę, że to zasługa dobrego serwisu i stosowania tych samych reguł wobec wszystkich klientów, bez żadnych wyjątków – mówi Krzysztof Folta.
Spółka, która działa od połowy lat 80., zaczynała od usług i wykonawstwa. Do handlu zmusiły ją reformy Balcerowicza. Po ich wprowadzeniu kontrahenci wypowiedzieli umowy, a TIM został z kupionym towarem. Wtedy właśnie rozpoczęła się przygoda TIM-u rynkiem dystrybucji.