Analitycy uzasadniali tak duże zniżki słabymi danymi o rozwoju strefy euro oraz ujemnym wzrostem gospodarczym w Anglii, który potwierdza, że kraj ten jest na prostej drodze do recesji. Wszystkie powody były jednak odrobinę naciągane, bo obecnie spadki nie mają żadnego fundamentalnego powodu, a jedynie emocjonalny charakter.

Podobna sytuacja miała miejsce w Stanach. Piątkowy handel miał dać odpowiedź na pytanie czy „technicy rynku”, a więc osoby kierujące się analizą techniczną wydźwigną indeksy powyżej dołka z 10 poaździernika (tego dnia WIG20 spadał ponad 13 procent). Próba ratowania już na początku napotkała przeszkody, w postaci zatrzymania handlu na amerykańskich giełdach. Zawieszenie niestety nie wynikało z szalonych wzrostów, ale dynamicznych spadków i nie poprawiało sytuacji giełdowych byków. Kiedy ostatecznie udało się wznowić handel spadki pogłębiały się i chyba tylko lokalnemu wyprzedaniu zawdzięczamy odbicie i zmniejszenie skali spadków o połowę do jedynie 3 procent.

Dla naszej giełdy oznacza to brak perspektyw na odbicie na początku tygodnia, zwłaszcza że rynki azjatyckie również są przeceniane. Japoński indeks NIKKEI jest na poziome ostatnio widzianym w 1982 roku. Dobra wiadomość dla polskich graczy jest taka, że tak nisko WIG na pewno nie spadnie.

W weekend plany pomocy zaczął ogłaszać Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW). Pożyczy on 16,5 miliarda dolarów dla Ukrainy, a na dniach rozpocznie pomoc dla Węgier. Dzięki temu jest szansa, że inwestorzy w końcu przejrzą na oczy i zauważą, że Polska nie ubiega się o żadną pomoc i nie ma takich problemów, jak pozostałe kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Nie wiadomo, czy to pomoże, ale powinno dać chwilę wytchnienia i powstrzymać wyprzedaż akcji i polskiej waluty przez zagranicznych inwestorów, a to będzie pierwszy krok do uspokojenia nastrojów.

Reklama
Krzysztof Barembruch
A-Z Finanse