Energia elektryczna z dostawą w niedzielny poranek była wyceniana najtaniej w tym roku i blisko najniższego poziomu w historii. Co przesądziło o tak niskich notowaniach?

Energia elektryczna z dostawą 30 października w godzinach od 7:00 do 9:00 rano została wyceniona na rynku dnia następnego Towarowej Giełdy Energii (TGE) odpowiednio na 70,72 zł/MWh i 70,77 zł/MWh. To najniższe ceny na drugim fixingu TGE w tym roku i jedne z najniższych w historii. Transakcje zawierane poniżej 70 zł/MWh są już niezwykłą rzadkością. Jest to bowiem minimalna cena jaką wytwórcy muszą otrzymać na tzw. rynku bilansującym, a więc wówczas, gdy nie zakontraktują wcześniej z nikim swojej produkcji.

Znacznie drożej trzeba było zapłacić już za dostawę w popołudniowym i wieczornym szczycie ─ po ok. 150-180 zł/MWh.

Niedzielny poranek to tradycyjnie okres o małym zapotrzebowaniu na energię i przez to dość tani na giełdzie. Jednak cena w tym okresie zwykle utrzymuje się na poziomie ok. 100 zł/MWh. Dlaczego tym razem spadła niemal do samej dolnej granicy?

Ostatnia niedziela października to jednocześnie środek długiego weekendu, co nieznacznie (o ok. 200-400 MW) przekłada się na spadek zapotrzebowania na moc. Zgodnie z prognozą Polskich Sieci Elektroenergetycznych pobór w niedzielę o 7:00 rano nie powinno przekroczyć 14 tys. MW, podczas gdy w dniu roboczym o tej porze roku jest to już blisko 20 tys. MW.

Reklama

Elektrociepłownie i wiatr

Kluczowe znaczenie ma jednak druga strona gry rynkowej ─ znaczna podaż energii. Od piątku silnie w Polsce wieje. W niedzielę wiatr będzie słabnąć, ale przewidywana na 7:00 rano generacja farm wiatrowych wyniesie ponad 3300 MW, a więc zaspokoi niemal jedną czwartą krajowego zapotrzebowania na energię w tym czasie. To oznacza, że do pracy nie wejdą bloki węglowe o niskiej sprawności, czyli relatywnie wysokich kosztach produkcji.

Drugim bardzo ważnym czynnikiem po stronie podaży jest wzrost produkcji energii w elektrociepłowniach. Większość z blisko 5 tys. MW nie pracuje w okresie letnim. Zapotrzebowanie na samą ciepłą wodę użytkową to zaledwie 10-15% mocy elektrociepłowni. Jednak gdy zaczyna się okres grzewczy, a zwłaszcza gdy temperatura w nocy zbliża się do zera, elektrociepłownie muszą dostarczać znacznie więcej ciepła, a przy okazji także taniego prądu. One także wypychają więc z rynku najdroższe elektrownie węglowe i przyczyniają się do zaniżania cen na rynku.

Magazyn 40 razy tańszy od Tesli

Sytuację zmienić mogłoby wyposażenie elektrociepłowni w zasobniki ciepła, a więc magazyny na ciepłą wodę ─ w postaci cystern napowietrznych, zbiorników zakopanych w ziemi, czy nawet naturalnych podziemnych stawów. Dzięki nim mogłyby pracować wtedy, gdy na rynku jest zapotrzebowanie na energię elektryczną (akumulując przy okazji ciepło), a następnie oddawać już samo ciepło w weekendy i w nocy.

W takim weekendowym trybie pracuje jeden z niewielu takich magazynów w Polsce ─ przy elektrociepłowni Siekierki w Warszawie. Kumulowane przez pięć dni w tygodniu ciepło pozwala na ograniczenie produkcji prądu w soboty i niedziele, gdy cena na rynku jest najniższa. To magazyn pozwalający na dostarczenie ok. 1500 MWh energii elektrycznej dokładnie wtedy, gdy jest potrzebna na rynku. Koszt budowy porównywalnego magazynu samej energii elektrycznej wyniósłby blisko 1,5 mld zł i miałby mocno ograniczoną liczbę cykli ładowania. Budowa magazynu na ciepłą wodę to koszt ok. 30 mln zł i kilkudziesięcioletnim okresem trwałości.
Czy to się opłaca elektrociepłowniom i jak wygląda polski rynek? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl

>>> Polecamy: Większość elektrowni w Polsce produkuje prąd z… Nie, nie z węgla