Po latach prosperity, gdy nazywana była jednym z bałtyckich tygrysów, Łotwę czeka trudny okres. Na razie na ulicach Rygi przynajmniej na pierwszy rzut oka wszystko wygląda normalnie. Ale wszyscy doskonale wiedzą, że to cisza przed burzą.

W III kw. tego roku łotewska gospodarka skurczyła się o 4,6 proc. W przyszłym roku według rządu gospodarka skurczy się o całe 5 proc., ale są i tacy, którzy mówią o głębszej recesji. Bezrobocie może przekroczyć 10-11 proc., a dziś jest niewiele wyższe niż 6 proc. To oznacza, że około 40-50 tys. osób straci pracę. Sporo jak na kraj liczący 2,3 mln ludzi.

By ratować upadającą gospodarkę, do akcji wkracza Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który wspólnie z Unią Europejską oraz najpewniej Szwecją wesprze upadającą łotewską gospodarkę. - Jeśli Łotwa nie dostałaby pomocy, moglibyśmy nie być w stanie wypłacać pensji i emerytur. Krajowi groziłaby niewypłacalność - mówił łotewski minister finansów Atis Slakteris w parlamencie.

Więcej w „Gazecie Wyborczej”.

Reklama