Powrót populizmu należy powiązać z nieskuteczną polityką gospodarczą poprzednich dekad. Liberalne elity twierdziły, że pozytywny wpływ globalizacji będzie odczuwalny na każdym poziomie społeczeństwa. Z jednej strony globalizacja i otwarcie na zachodnie rynki spowodowały, że znaczna część społeczeństwa uciekła z biedy na rynkach wschodzących, ale z drugiej strony te procesy doprowadziły także do rosnącej nierówności w gospodarkach rozwiniętych. Część społeczeństwa poczuła, że jej status został znacznie osłabiony.

Można zaryzykować stwierdzenie, że tylko niewielka część społeczeństwa skorzystała na procesach globalizacyjnych. Można to zaobserwować w USA i Wielkiej Brytanii, w których udział w ogólnych dochodach najbogatszego 1% społeczeństwa znacznie się zwiększył, rosnąc do poziomów sprzed 100 lat.

Populizm w sferze gospodarczej nie jest antyliberalny. Gustave Flaubert świetnie to określił, wskazując, że tak naprawdę trudno jest jednoznacznie zdefiniować tę ideę, ponieważ czerpie ona z wielu szkół ekonomicznych. Można jedynie stwierdzić, że populizm to przeciwieństwo myśli Friedricha Hayeka, którego idee stały za konserwatywną rewolucją Thatcher i Reagana, opierającą się na zasadzie minimalnego zaangażowania państwa, obrony własności prywatnej oraz krytyce sprawiedliwości społecznej. Z pewnością można wyróżnić dwie cechy populizmu: protekcjonizm oraz interwencję państwa.

Państwo jest odpowiedzią

Reklama

W sensie ekonomicznym populizm został zdyskredytowany w latach 20. i 30., ponieważ doprowadził do stworzenia dyktatorskich reżimów i globalnego konfliktu. W ostatnim czasie ruchy populistyczne pojawiły się w Polsce i na Węgrzech, lecz trudno jest w ich przypadku forować ostateczne wnioski, biorąc pod uwagę silną zależność tych państw od środków unijnych.

Tym niemniej należy stwierdzić, że dzięki upadkowi doktryny liberalnej niektóre populistyczne rozwiązania, zwłaszcza w duchu Keynesa, są ponownie rozważane na międzynarodowej scenie, w tym w OECD.

Jest to dobry moment, aby wspomnieć o interesującym przypadku brytyjskiej Premier Theresy May. Jej polityka stanowi znaczne odejście od projektu Wielkiego Społeczeństwa Davida Camerona oraz Trzeciej Drogi Tony’ego Blaira i Anthony’ego Giddensa – obie te inicjatywy okazały się nieskuteczne.

W odróżnieniu od poprzedników, którzy wspierali ideę minimalnego państwa, dla Theresy May państwo jest rozwiązaniem, nie problemem. Ma ono 3 główne cele.

Pierwszym jest zmniejszenie nierówności, zarówno finansowej jak i geograficznej, która była głównym powodem zwycięstwa opcji „Nie” w czerwcowym referendum. Należy także silniej regulować gospodarkę, aby uniknąć takich wydarzeń jak kryzys finansowy z 2008 roku. Państwo musi także spełniać rolę bufora przeciwko szokom, takim jak proces opuszczenia UE, za pomocą zwiększania wydatków publicznych.

Ten program gospodarczy jest bezpośrednio zainspirowany działaniami Neville’a Chamberlaina i Franklina Roosevelta, którzy wspierali moralny kapitalizm, tak bliski XIX-wiecznemu paternalizmowi w państwach protestanckich.

>>> Czytaj też: Ćwierć miliarda euro w prezencie od Niemców. Xeos inwestuje w Środzie Śląskiej

Błąd protekcjonizmu

Gdy populizm wyciąga w gospodarce rękę w kierunku protekcjonizmu, to popełnia błąd. Krytycy takiej opinii i zwolennicy protekcjonizmu za przykład podają rozwój ekonomiczny USA w XIX wieku. Każdy z czterech wielkich prezydentów USA na Górze Rushmore był zwolennikiem działań protekcjonistycznych.

Między 1812 a 1840 średnie cło wzrosło od 25% do 40%. Bariery te utrzymywały się do czasu, gdy USA stały się w końcu globalnym supermocarstwem, czyli w 1945, gdy Waszyngton postanowił zmienić swoją strategię.

Jednak USA to tylko wyjątek, który należy wytłumaczyć efektem skali – wielkością państwa i gospodarki. W XIX wieku USA udało się stworzyć bardzo prężny sektor przemysłowy, na którym konkurencja między firmami napędzała koniunkturę. Takie warunki nie są możliwe we Francji, Polsce czy na Węgrzech.

Należy przy tym stwierdzić, że rozważny protekcjonizm może przynieść pewne korzyści. W XIX wieku, Friedrich List, obrońca wolnego handlu, stworzył pojęcie „edukacyjnego protekcjonizmu”, którego celem była ochrona raczkujących sektorów gospodarki aż do czasu ich wzmocnienia i potencjału konkurowania na międzynarodowym rynku.

W dzisiejszych czasach takie podejście znalazłoby świetne zastosowanie w przypadku start-upów oraz sektora nowych technologii w Europie. Można rozszerzyć to podejście także do strategicznych sektorów – przykładem są Niemcy, które mogą zablokować inwestycje zagraniczne (spoza UE) w każdym sektorze swojej gospodarki, jeśli udział takiego kapitału przewyższa 25%.

Z pewnością populizm nie jest najlepszym rozwiązaniem problemów związanych z kryzysem zaufania elektoratu do polityków oraz negatywnymi implikacjami globalizacji. Jednak warto jest usunąć państwo z centrum debaty o gospodarce i dać w końcu głos społeczeństwu.

Christopher Dembik, dyrektor ds. analiz makroekonomicznych w Saxo Banku

>>> Polecamy: Włochy skoczyły w polityczną przepaść. Europa drży, a populiści idą po władzę