Firmy rodzinne, których w naszym kraju funkcjonuje ponad 800 tys., są filarem polskiej gospodarki. Jak zauważył Michał Walęczak, dyrektor Departamentu Strategii i Rozwoju Bankowości Prywatnej w Banku Pekao S.A., który był moderatorem dyskusji „Mały i średni biznes, w szczególności firmy rodzinne, jako klucz do wzrostu konkurencyjności polskiej gospodarki”, nie tylko tworzą one 50 proc. miejsc pracy dostępnych w sektorze niepublicznym, lecz także co piąta wypracowana w naszym kraju złotówka jest wynikiem właśnie ich działalności. Od ponad 30 lat, jak dodał, mimo napływu zagranicznej konkurencji, często w postaci globalnych koncernów, firmom rodzinnym udaje się wygrywać z konkurencją, ale też sukcesywnie się rozwijać.

– To wynika ze specyfiki tego rodzaju przedsiębiorstw, którą dobrze określił Warren Buffet. Według niego firma rodzinna to taka, która jest zdolna myśleć i planować w perspektywie długoterminowej, czyli inwestować w przyszłość, a nie skupiać się na zyskach w skali miesiąca, kwartału czy roku, co jest charakterystyczne dla dużych korporacji – tłumaczył Wiesław Wilk, prezes Wilk Elektronik, zaznaczając, że jego firma, założona ponad 30 lat temu, właśnie w ten sposób podchodzi do biznesu.

– To specyficzne podejście do działalności stanowi o sile firm rodzinnych, które są bardzo ważne dla gospodarki, bo są motorem jej wzrostu. Szczególnie że często robią rzeczy, jakich nie podejmują się wielkie korporacje – powiedział, podkreślając, że dziś jego firma pozostaje jedynym producentem pamięci komputerowej na Starym Kontynencie. Jest obecna w 20 krajach Europy, a jej udział w polskim rynku pamięci komputerowych sięga ok. 30–40 proc. Wilk Elektronik otrzymał nagrodę w kategorii „Polska firma rodzinna” podczas gali „Nie ma przyszłości bez przedsiębiorczości”.

Wyzwania

Reklama

Stefan Życzkowski, założyciel, współwłaściciel, przewodniczący rady strategicznej i wieloletni prezes ASTOR, dostawcy nowoczesnych technologii z zakresu automatyzacji, robotyzacji i systemów IT dla przemysłu, zwrócił uwagę, że potrzebne są zmiany, dzięki którym firmy rodzinne będą dalej się rozwijały.

– Zróbmy Polskę, w której będzie się łatwo żyło. Wtedy nie tylko powrócą do kraju obywatele, którzy wyemigrowali za granicę za pracą, lecz także napłyną do nas nowi, z innych krajów. Demografia przestanie też wtedy odgrywać znaczenie – zaapelował, podpowiadając, że drogą do tego są proste i szybkie załatwianie spraw w urzędach czy system finansowy.

Michał Walęczak zwrócił uwagę, że to niejedyne wyzwania, przed którymi stoją przedsiębiorcy. Zauważył, że polskie firmy rodzinne powstały w okresie transformacji ustrojowej. To oznacza, że dziś ich właściciele często chcieliby przejść na zasłużoną emeryturę i żyć z wyników swojej wieloletniej pracy. Tymczasem, jak podkreślił tylko, 8 proc. dzieci właścicieli firm rodzinnych chce przejąć prowadzenie biznesu.

– Jestem po sukcesji i uważam, że problem z tym związany jest tylko w głowie prezesów firm – ocenił Stefan Życzkowski, dodając, że zawsze znajdzie się jakaś wymówka, by odwlec ją w czasie.

– Ja zostałem prezesem, mając 25 lat. Mój syn ma teraz tyle samo lat i przyznaje, że jest za młody na przejęcie sterów. Ale to dlatego, że dziś firma ma zupełnie inną skalę działania. Dlatego uznałem, że powinienem przekazać zarządzanie nią specjalistom. Trafiła w ręce wieloletniego pracownika. Z perspektywy czasu uważam, że była to bardzo dobra decyzja. Dziś, będąc przewodniczącym rady strategicznej, patrzę, jak moja firma się dalej rozwija. To dla mnie jako założyciela największe szczęście – podkreślił.

Nieco inaczej do sukcesji podchodzi Wiesław Wilk. Jego zdaniem stery powinny zostać przekazane komuś z rodziny. Przyznał jednak, że nigdy do tego nie nakłaniał swoich dzieci. Uznał, że powinny iść swoją drogą, a decyzja o pomaganiu w prowadzeniu firmy powinna należeć wyłącznie do nich.

Wiesław Wilk zgodził się z twierdzeniem, że zmiany są potrzebne, aby polskie firmy dalej prężnie się rozwijały. Drogą do tego, jak uważa, są regulacje, takie jak przepisy o zakładaniu fundacji rodzinnych, czyli tworzeniu podmiotów, których zadaniem jest zarządzanie majątkiem rodzinnym i jego ochrona przed negatywnymi implikacjami procesów sukcesyjnych, mnogością beneficjentów czy też skutkami różnych sytuacji osobistych. Jak zauważają eksperci, to pozwoli zachować całość majątku rodzinnego i ochronić go na przyszłość w przyopadku, gdy np. nie wszyscy członkowie rodziny będą zainteresowani dalszym prowadzeniem działalności.

Silna pozycja mniejszego

Jak powiedział Wiesław Wilk, młode pokolenie, nowi menedżerowie stoją dziś często przed wyzwaniem związanym z nawiązaniem współpracy z dużymi globalnymi koncernami, co ma być sposobem na dalszy rozwój i przetrwanie firmy. Czy jest recepta na to, jak taki kontrakt podpisać z sukcesem? Uczestnicy dyskusji podkreślali, że trzeba być silnym lokalnym graczem, znającym dobrze rynek. Wtedy to duża firma potrzebuje tej mniejszej, a nie odwrotnie, co oznacza możliwość wynegocjowania lepszych warunków kontraktu.

– Tak było w naszym przypadku. Mieliśmy ogromną wiedzę na temat prowadzenia działalności w Europie Środkowo-Wschodniej, zanim podpisaliśmy umowę z Toshibą. Pokazawszy nasze kompetencje, zostaliśmy dystrybutorem oferowanych przez nią kart pamięci i USB oraz nawiązaliśmy współpracę technologiczną przy produkcji kart pamięci GOODRAM oraz USB marki GOODDRIVE – opowiadał Wiesław Wilk.

W rozmowie poruszono też temat, z którym dziś mierzy się większość firm technologicznych bez względu na wielkość czy sektor, w którym prowadzi działalność. Chodzi o brak pracowników. Michał Walęczak zastanawiał się w tym kontekście, czy polskie firmy borykają się z ogólnie ograniczonym dostępem do pracowników z branży IT, czy mają raczej trudności z pozyskaniem konkretnych fachowców, którzy są niezbędni do dalszego rozwoju przedsiębiorstw. Zapytał przedsiębiorców, jak wygląda dziś podaż pracowników najbardziej potrzebnych z punktu widzenia firmy.

Stefan Życzkowski stwierdził, że nie ma żadnych kłopotów z ich pozyskaniem. A to dlatego, że od lat wartością firmy są ludzie. Dlatego od dawna są w spółce wprowadzane systemy HR, które dopiero niedawno zawitały w innych przedsiębiorstwach. Opowiedział również o książce wydanej przez ASTOR pod tytułem „Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o ludzi”, która łączy opowieść o historii firmy z wyborem sprawdzonych praktyk w zarządzaniu zespołem i prowadzeniu biznesu. Przyznał, że nie bez znaczenia jest to, iż firma ma znaną markę, bo to przyciąga do pracy, zwłaszcza młodych ludzi.

– Owszem, są tacy pracownicy, z którymi nie możemy się porozumieć, dlatego odchodzą. Ale mamy też takich, którzy są z nami już od ponad 30 lat. Myślę, że to, czy firma ma kłopot, czy nie, z pozyskaniem pracowników, zależy od kultury jej pracy. Myślę też, że firmy rodzinne są w stanie tworzyć długotrwałe i wartościowe miejsca pracy, a co za tym idzie, wiązać ze sobą pracowników przez lata. My do tego dążymy. Zabiegamy o pracowników, walczymy o nich, o to, by nie odchodzili z pracy. Współpracujemy z uczelniami, skąd przychodzą do nas praktykanci, setki w skali roku, zyskując okazję do przetestowania naszej firmy jako potencjalnego miejsca pracy. Odmłodziliśmy też postać prezesa, przez co zniknęły bariery w komunikacji w młodszymi pracownikami – tłumaczył Stefan Życzkowski, dodając przy okazji, że jego pokolenie, pokolenie twórców firm rodzinnych w kraju, bardzo dobrze się sprawdziło.

Teraz, jak podkreślał, trzeba dążyć do tego, by to, co zostało stworzone, było dalej rozwijane.

Partner