fot. Materiały prasowe
Reklama
Krzysztof Markowicz dr hab. nauk fizycznych, Zakład Fizyki Atmosfery Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego
Po tej – jak na ostatnie lata dosyć chłodnej zimie – niektórzy mają wątpliwości, czy faktycznie mamy globalne ocieplenie. Śnieg za oknem jest dowodem na to, że wszystko jest w porządku?
Krzysztof Markowicz: Klimat w Polsce i na całym świecie się zmienia, ale to nie znaczy, że zmienią nam się kompletnie pory roku. Klimat to nie jest pogoda, a ona jest w Polsce bardzo zmienna. W zimie może być bardzo ciepło, a latem chłodno. Są rejony świata, gdzie pogoda nie jest tak dynamiczna. My żyjemy w strefie przejściowej, w której ścierają się masy atlantyckie i kontynentalne, spływy powietrza z północy i z południa. Ostatnio napłynęło do nas powietrze z Sahary i nagle w lutym temperatura skoczyła do 20 st. C. Potem napływało powietrze z bieguna północnego i mamy ochłodzenie. Ta zmienność w naszym kraju zapewne w ciągu kilkudziesięciu lat się nie zmieni. Mało tego, wszystko wskazuje na to, że coraz częściej będziemy przechodzić ze skrajności w skrajność i jest to spowodowane właśnie ociepleniem. Ziemia nagrzewa się bowiem nierównomiernie. Badania naukowe pokazują, że obszary biegunowe ocieplają się o wiele silniej niż równik. Z drugiej strony, jak popatrzymy na rozkład temperatury na Ziemi, to zawsze mamy różnicę pomiędzy biegunem a równikiem i wiadomo, że nad biegunami jest chłodniej. Ale jeżeli teraz temperatura rośnie szybciej na biegunach niż na równiku, to ta różnica się zmniejsza, co oznacza, że coraz częściej będziemy mieli do czynienia z czymś, co nazywamy meandrowaniem prądów strumieniowych. Będą one powodowały gwałtowne napływy ciepłego powietrza z południa, a za kilka dni czy tygodni napływ bardzo zimnego powietrza z północy. Prawdopodobnie musimy się z tym liczyć w najbliższych dekadach.
A jak zmieniła się temperatura globalnie?
Wzrosła o ponad 1 st. C w stosunku do okresu przedindustrialnego. Rok 2020 okazał się o 1,2 st. C cieplejszy od okresu 1850–1900. Tempo ogrzewania klimatu w ostatnich latach wynosi ok. 0,2 st. C na dekadę, przy czym wielkość ta w Polsce jest prawie dwukrotnie większa.
Po 26 latach od pierwszego szczytu klimatycznego w debacie publicznej, przynajmniej w Polsce, ostatnio znów wracamy do pytania, czy te zmiany na pewno powoduje człowiek. Ten nurt negacjonistów podważa sens wydawania pieniędzy na ograniczenie emisji, powołując się m.in. na prace prof. Richarda Lindzena.
To znane nazwisko w środowisku „atmosferycznym”. Ten naukowiec zasłynął wielokrotnie różnymi teoriami, które w znacznej mierze okazały się błędne. Klimat jest z pewnością bardzo złożony i nie wiemy wszystkiego o jego funkcjonowaniu, ale są pewne rzeczy, co do których nie mamy dzisiaj wątpliwości. Oczywiście w przypadku takiej nauki jak fizyka atmosfery nie zamykamy się w laboratorium i nie przeprowadzamy kontrolowanego eksperymentu, tak jak to mogą robić klasyczni fizycy. Wtedy można by wszystko nagrać, powtórzyć albo zaprosić niedowiarków – tego typu eksperymenty odbywają się w wielu laboratoriach, np. w CERN. My nie możemy zaprosić ludzi, dodać jakiegoś składnika do atmosfery i powiedzieć: popatrzcie, co się z tą atmosferą stanie, będzie coraz cieplej. Podejrzewam, że to stąd biorą się różne dziwne teorie, które krążą w przestrzeni publicznej. Argumenty nie są bowiem tak przekonujące, jak można by oczekiwać. Najlepiej byłoby mieć krążące niedaleko siebie dwie Ziemie z tą samą atmosferą, na jednej byłaby nasza cywilizacja, a na drugiej by jej nie było i moglibyśmy pokazać: no proszę, tutaj, gdzie są ludzie i spalają paliwa kopalne, jest cieplej. Myślę jednak, że i w tym przypadku znalazłyby się osoby kwestionujące i podważające wyniki badań. Mamy jednak narzędzie. Jest to modelowanie numeryczne w wirtualnej rzeczywistości. Wykorzystuje je wiele dziedzin nauki. Możemy zaproponować równania fizyczne, zapisać je w postaci kodu numerycznego i przeprowadzać symulację komputerową, np. jak zmienia się klimat. W tej symulacji można jakiś czynnik uwzględnić lub wręcz przeciwnie, np. emisje CO2. Gdy taki model uruchamiamy dla okresu historycznego, to staramy się zbadać, jak precyzyjnie potrafi on odtworzyć zmiany klimatu, jakie miały miejsce. Ale jeśli z tego modelu usuniemy emisje antropogeniczne gazów cieplarnianych i aerozoli i uwzględnimy tylko czynniki naturalne, to widzimy wyraźnie, że model nie odtwarza tego, co obserwowaliśmy w ostatnich dekadach. W modelu takiej zmodyfikowanej rzeczywistości nie ma globalnego ocieplenia. Oczywiście znowu ktoś powie, że modele są niedoskonałe. Z drugiej strony wiemy o tym, że wprowadzając do atmosfery więcej gazów cieplarnianych, zmieniamy tzw. bilans energii, co przekłada się bezpośrednio na zmianę temperatury. To są naprawdę dość proste rachunki, które wykonują nasi studenci. Po prostu można precyzyjnie policzyć, że wprowadzając pewne czynniki do atmosfery, zmieniamy bilans energii: im więcej jest gazów cieplarnianych, tym więcej energii pozostaje i na Ziemi jest cieplej. Nie dlatego, że Słońce emituje więcej czy mniej energii, tylko dlatego, że gazy cieplarniane redukują – jak mówimy – wypromieniowanie energii w zakresie dalekiej podczerwieni w przestrzeń kosmiczną.