Wśród przyczyn wymierania pszczoły miodnej wymienia się zatrucie pestycydami, ataki wirusów, obniżenie odporności u tych owadów, niszczenie ich siedlisk, pojawienie się gatunków inwazyjnych i, last but not least, globalne ocieplenie. Naukowcy podkreślają, że za ostateczny, groźny dla nas skutek, odpowiedzialna jest synergia tych wszystkich czynników. Nie da się ukryć, że za przynajmniej część z nich odpowiedzialny jest człowiek. Jak jednak pisze dla internetowego „Science” Elizabeth Pennisi, prowadzone przez ostatnich 15 lat badania wykazały, że populacje pszczół i motyli topnieją nawet tam, gdzie ludzie rzadko docierają – np. w Oconee National Forest w północnej Georgii w USA.

W dziewiczych lasach pszczół coraz mniej

Dane na temat populacji owadów w lasach na południowym wschodzie Stanów Zjednoczonych naukowcy zbierali pięciokrotnie w latach 2007-2022. W ciągu tych 15 lat populacja pszczół spadła o 62,5 proc., a motyli – o 57,6 proc. Zmniejszyła się też ilość gatunków pszczół – o 39 proc.

Reklama

Te dane są dość zdumiewające. Jak podkreśla zespół badaczy, region ten jest stosunkowo wolny od działalności człowieka. Nie ma tu także inwazyjnych roślin, takich jak ligustr chiński, które, zaburzając ekosystem, przyczyniają się do zmniejszania się liczebności pszczół i motyli.

Goręcej i pełno intruzów

Warto pamiętać, że region „wolny od działalności człowieka” nie oznacza z automatu „wolny od skutków działalności człowieka”. Jedną z przyczyn, która może być odpowiedzialna za znikanie owadów, jest globalne ocieplenie. Badany region ocieplił się, co, zdaniem badaczy, może wpływać na przeżywalność pszczół i motyli.

Wśród innych możliwych przyczyn wspominają także pojawienie się inwazyjnych gatunków owadów, stanowiących szczególne zagrożenie dla pszczół gniazdujących nad ziemią. Wśród tych, które ucierpiały najbardziej, wymieniają m.in. gatunki z grup pszczół stolarskich oraz tnących. Napływowe, egzotyczne owady konkurują z nimi o siedliska, lokowane w wydrążonych łodygach roślin, gnijącym drewnie czy pod luźnymi fragmentami kory. Naukowcy zwracają też uwagę, że tego rodzaju siedliska słabo chronią przed wzrastającymi temperaturami.

Żeby przetrwała przyroda

Wracając do pszczoły miodnej – zjawisko jej masowego ginięcia jest tylko jednym z przykładów czegoś, co określa się mianem „spadku liczby owadów zapylających”. Ciężko podać dokładne koszty, jakie z tej przyczyny ponosi ludzkość. Szacuje się, że blisko jedna trzecia żywności uzyskiwana jest dzięki zapylaniu roślin przez owady. Wśród nich znajdziemy większość owoców, sporą część warzyw, rośliny strączkowe, a także pastewne (m.in. lucerna i koniczyna).

Oczywiście – owady zapylające służą nie tylko tym roślinom, które spożywa człowiek. Ich obecność jest podstawą różnorodności biologicznej. Większość dzikorosnących roślin potrzebuje pracy tych owadów, żeby móc się rozmnożyć. I – w dalszej kolejności – stać się pokarmem dla dzikich zwierząt. Które z kolei staną się pokarmem dla innych dzikich zwierząt. Zapylacze są więc konieczni, żeby przetrwała sawanna, lasy tropikalne czy te liściaste ze strefy umiarkowanej. Mówiąc krótko – żeby przetrwała przyroda.

Przygotowując artykuł, posiłkowałam się materiałem opublikowanym na witrynie internetowej „Science”.