URE podaje, że w Polsce jest ok. 1,4 mln prosumenckich mikroinstalacji fotowoltaicznych. Mają one łączną moc 11,3 GW, czyli ponad dwa razy tyle, co największa w Polsce elektrownia węglowa – Elektrownia Bełchatów. To dużo, ale w oczy rzuca się spadająca dynamika przyłączania nowych paneli. W 2023 r. powstało ich 186 tys.; w 2022 r. było to 353,5 tys., a w 2021 r. niemal 400 tys.

Niekorzystna zmiana systemu

Spadek dynamiki rozwoju rynku to przede wszystkim efekt regulacji, przez które mniej opłaca się instalacja panelu na swoim dachu. Od 2022 r. obowiązuje system net-billing. Prosumenci rozliczają się po bieżących cenach, przy czym w okresach słonecznych – a więc wytwarzania - prąd jest tani, a w godzinach poboru - drogi. Wcześniej obowiązywał system net-metering, w którym prosument mógł traktować system jako „wirtualny magazyn” gdzie „odkładała” się nadwyżka. Zmiana została wprowadzona po to, by zmniejszyć tempo rozwoju energetyki prosumenckiej, ponieważ sieć dystrybucyjna nie była w stanie tak szybko przyjąć dużych ilości nowych, zielonych mocy.

Reklama

- W Polsce mamy niecałe 7 milionów budynków mieszkalnych. Do tego dochodzą m.in. budynki gospodarcze i użyteczności publicznej. Każdy z nich to potencjalna przestrzeń na mikroinstalację fotowoltaiczną. To znaczy, że rozwój energetyki prosumenckiej w Polsce jest dopiero na początkowej drodze. Każdy kilowat na dachu oznacza mniejsze zapotrzebowanie terenu zielonego na rozwój fotowoltaiki zawodowej. Polityka rządu powinna więc wspierać rozwój energetyki prosumenckiej w celu wykorzystania jej pełnego potencjału – uważa Tobiasz Adamczewski, dyrektor programu OZE w think tanku Forum Energii.

Rząd musi zaproponować lepsze rozwiązanie?

Jego zdaniem, wykorzystanie potencjału energetyki prosumenckiej będzie zależało od tego, czy inwestorzy będą widzieć w niej korzyść finansową czy nie. - W obecnym systemie rozliczeń niestety trudno jest oszacować okres zwrotu z inwestycji. Wprowadzony kilka lat temu system net-billing jest niekorzystny. Prosument będzie otrzymywał za wprowadzaną energię do sieci jej wartość rynkową w danej godzinie. Dzięki temu, że w Polsce dynamicznie rozwija się energetyka fotowoltaiczna, ceny energii w słoneczne dni będą coraz niższe. Dla posiadaczy mikroinstalacji będzie to oznaczało coraz niższe przychody na tzw. rachunek prosumencki. Przez tę zmianę już teraz widać znaczny spadek zainteresowania mikroinstalacjami fotowoltaicznymi. Mniej chętnie instalowane są też pompy ciepła, ponieważ nowy system nie generuje wystarczająco dużych oszczędności, by pokryć roczny rachunek za prąd. Jeśli rząd na poważnie będzie chciał zachęcić do dalszego rozwoju tego segmentu OZE, będzie musiał zaproponować lepsze rozwiązanie – np. stałe lub minimalne stawki zakupu energii od prosumentów – mówi Adamczewski.

Potrzebne magazyny energii

Jak przekonuje ekspert, ograniczanie produkcji energii z mikroinstalacji ze względu na napięcie w sieci jest marnotrawstwem i powoduje straty finansowe dla prosumentów i całego systemu. - Dzieje się tak, gdy lokalna produkcja energii w słoneczne dni przewyższa lokalne zapotrzebowanie na moc. Skutecznym sposobem na lokalne bilansowanie produkcji i poborów mocy jest zainstalowanie większego magazynu energii w węźle, w którym występuje nadprodukcja. Tego typu systemy są już w Polsce skutecznie testowane i udowadniają swoją zasadność technologiczną – mówi Tobiasz Adamczewski.

Dodaje on, że potrzebne jest szersze zastosowanie tego typu rozwiązań zarówno w miejscach, gdzie już występują problemy, jak i tam, gdzie spodziewany jest dalszy rozwój prosumeryzmu. - Można w tej kwestii skorzystać ze środków unijnych lub pozyskanych ze sprzedaży uprawnień do emisji (ETS). Wydawanie pieniędzy publicznych na wspieranie domowych magazynów energii elektrycznej jest dyskusyjne. Są one znacznie droższe od większych, lokalnych magazynów. Dobrym rozwiązaniem jest natomiast wspieranie domowych magazynów energii ciepła, np. w postaci buforów ciepła – uważa analityk Forum Energii.