Kto zapłaci za elektrownię atomową?
Kolejna ważna sprawa – w jego ocenie – dotyczy tego, skąd i na jaki procent będzie pozyskane finansowanie. Zauważa, że wysokie stopy procentowe, z którymi mamy obecnie do czynienia, oczywiście będą zwiększać koszty tej inwestycji.
Następna kluczowa kwestia, którą wymienia, to pozyskanie zwrotu z tego kapitału. Jak mówi, trudno sobie wyobrazić taki projekt bez kontraktu różnicowego czy innej formy zagwarantowania przez rząd tego, że odbiorcy zapłacą konkretną kwotę za tę energię elektryczną. – Być może wrócimy do koncepcji opłaty atomowej na rachunku za energię, analogicznie do opłaty OZE, która pokrywa inwestycje w odnawialne źródła – uważa Derski.
– Boję się, że już zaciągniemy pewne zobowiązania, a nawet nie jest pewne, że projekt dojdzie do skutku. To rodzi ryzyka po naszej stronie, na razie Amerykanie dzięki temu są w dobrej pozycji, bo to oni będą mogli na nas wymuszać ustępstwa – zaznacza, dodając, że np. Węgry najpierw ułożyły sobie kwestie dotyczące finansowania i dopiero potem podpisały kontrakt.
Piotr Maciążek, redaktor w Strefainwestorow.pl, zwraca uwagę, że przez ostatnie siedem lat nic nie mówiono o modelu finansowania. Zaś w styczniu w czasopiśmie SGH pojawił się artykuł dwóch urzędników resortu klimatu i środowiska, którzy ogłosili model SaHo, spółdzielczy. – Problem w tym, że nie było to poddane krytyce naukowej i jest to model czysto teoretyczny, nigdzie niewdrożony – zaznacza. Tymczasem, jego zdaniem, powinniśmy swoje plany opierać na rozwiązaniach, które sprawdziły się w innych krajach.
Innego zdania jest Maciej Lipka. W jego opinii optymalny model powinien zmierzać do maksymalnego zaangażowania kapitału krajowego, tak by obniżyć jego koszt. – Na przykład SaHo jest właśnie takim – mówi.
Pierwsza elektrownia jądrowa w Polsce - czy Bruksela opóźni projekt?
Jednak, jak zauważa Piotr Maciążek, raf przed tym programem jest więcej. Mimo to, w jego ocenie, Komisja Europejska, ze względu na wojnę, nie zablokuje tego projektu, ale może go opóźnić, bo nie tylko nie zachowano się w tej sprawie transparentnie, ale nawet nie rozważono oferty europejskiego gracza. – W efekcie pytanie, czy termin uruchomienia elektrowni w 2033 r. jest realny, a jeśli nie jest realny, to pytanie, czy czeka nas blackout, biorąc pod uwagę kondycję naszego systemu energetycznego? Bardziej obawiam się nie o to, czy, ale kiedy powstanie u nas elektrownia jądrowa, bo czas zaczyna mieć bardzo duże znaczenie w Polsce – konkluduje Piotr Maciążek.
Także Maciej Lipka zwraca uwagę na to, że nie wiadomo, jak Bruksela podejdzie do pomocy publicznej, bez której nie mogą się obyć duże projekty infrastrukturalne, w sytuacji kiedy nie było konkurencyjnego procesu wyboru oferenta. ©℗