Parlament Europejski we wtorek przyjął regulację, która zakłada zwiększenie poziomu końcowego zużycia energii z OZE z 32 proc. obecnie do 42,5 proc. w 2030 r., przy czym "pożądane jest osiągnięcie poziomu 45 proc.". W Polsce w 2021 r. było to 15,6 proc. Również we wtorek minister klimatu i środowiska Anna Moskwa przekazała, że w perspektywie najbliższych 10 lat w krajowym systemie elektroenergetycznym mogą funkcjonować instalacje OZE o mocy 50 GW, z czego ponad 30 GW mocy będzie pochodzić ze źródeł fotowoltaicznych.

Według Michała Smolenia, analityka Instrat, cele unijne to tylko dodatkowy argument za rozwojem niskoemisyjnych, coraz bardziej konkurencyjnych technologii w każdym sektorze gospodarki, a w przypadku Polski, szczególnie wrażliwą kwestią w kontekście osiągnięcia udziałów OZE zgodnych z ustaleniami na poziomie europejskim jest energetyka wiatrowa. – Istotne jest pytanie, czy w 2030 r. odbierzemy energię z nowej fali elektrowni wiatrowych, powstałych dzięki częściowej liberalizacji ustawy odległościowej. Wiele zależy od tego, czy uda się skrócić procesy administracyjne. Zagrożeniem dla energetyki wiatrowej zarówno na morzu, jak i na lądzie, jest natomiast niestabilna sytuacja gospodarcza oraz wzrost kosztów inwestycyjnych (na skutek inflacji oraz wyższych kosztów kapitału), które prowadzą do rewizji niektórych ambitnych planów rozbudowy nowych mocy – ocenia w rozmowie z DGP.

Polskie zapóźnienia w obszarze OZE

Reklama

Ekspert podkreśla, że jako Polska mamy niestety spore opóźnienia w kilku obszarach, np. modernizacji sieci elektroenergetycznej. - Musimy przyspieszyć, nawet jeżeli owoce niektórych działań zobaczymy nie w 2030 r., a nieco później. Ostatnie nowelizacje kluczowych aktów prawnych stanowią krok w dobrym kierunku, aczkolwiek nie poszło za tym oficjalne potwierdzenie nowej wizji rządu, która powinna być wyrażona w dokumentach strategicznych – ocenia Smoleń. Zaznacza jednak, że nawet nieoficjalne zapowiedzi, np. wynikające z opublikowanego scenariusza prognostycznego dla sektora elektroenergetycznego, choć lepsze od dotychczasowej koncepcji, odstają jednak od poziomu zgodnego z europejskimi ambicjami.

Zużycie energii końcowej obejmuje zużycie energii przez użytkowników końcowych, takich jak przemysł, transport, gospodarstwa domowe, usługi i rolnictwo. Nie obejmuje to zużycia samego sektora energetycznego oraz strat powstałych podczas transformacji i dystrybucji energii. Wyłącza się również wszelkie nieenergetyczne zużycie nośników energii, np. gazu ziemnego wykorzystywanego do produkcji chemikaliów.

W swoim raporcie analitycy Instrat policzyli, że w Polsce możliwe jest osiągnięcie nawet 33 proc. OZE w końcowym zużyciu energii, a wynikałoby to ze zwiększenia udziału OZE w elektroenergetyce z 32 proc. do 61 proc. w 2030 r., co pozwoliłoby również na osiągnięcie ok. 15 proc. udziału OZE w transporcie. Wciąż jednak nie jest jasne, do jakiego poziomu podniesione zostaną nowe cele dla Polski do końca dekady.

Kiedy Polsce mogą grozić kary?

Jak przekonuje Michał Smoleń, wzrost udziału OZE w końcowym zużyciu energii, oprócz transformacji w elektroenergetyce, wynikał będzie z wdrażania takich technologii jako pompy ciepła w ogrzewnictwie i ciepłownictwie, samochody elektryczne w transporcie, nieco później - odnawialnego wodoru w przemyśle. - Te technologie nie tylko zmniejszają nasze emisje, ale pozwalają na zmniejszenie zależności Polski od państw-dostawców paliw kopalnych (nawet jeżeli póki co dodatkowy popyt na prąd będzie zaspokajany częściowo przy użyciu węgla energetycznego z polskich kopalni). Wraz ze zmianami w elektroenergetyce, faktyczny ślad węglowy polskich aut elektrycznych czy pomp ciepła będzie sukcesywnie malał – ocenia ekspert.

W przypadku niespełnienia celów OZE na 2030 r., Polsce mogą grozić kary. W takiej sytuacji rząd musiałby przedstawić Komisji Europejski plan naprawczy i spełnić cel w późniejszym terminie; w takim scenariuszu możliwe byłoby uniknięcie kar. W skrajnych przypadkach KE mogłaby pozwać Warszawę do TSUE; wówczas pieniądze zapłacone przez Polskę w ramach kary przeznaczone zostałyby na europejskie programy wsparcia dla energii odnawialnej.

Na koniec 2022 r. Polska miała łącznie niemal 60,5 GW mocy zainstalowanej we wszystkich źródłach. Według danych Polskich Sieci Elektroenergetycznych, największy udział miały elektrownie zawodowe opalane węglem brunatnym (41,19 proc.), w dalszej kolejności były wszystkie źródła odnawialne (35,7 proc.), na podium znalazł się węgiel brunatny (13,67 proc.), elektrownie gazowe (5,44 proc.) i elektrownie wodne (4,01 proc.).