Rozbijanie dzieciom jajek na głowie to kolejna odsłona popularnych w sieciach społecznościowych wyzwań. Początkowo niegroźne, polegały np. na tym, by wylać na siebie wiadro lodowatej wody czy zrobić kilkadziesiąt pompek. Później stawały się jednak coraz niebezpieczniejsze. Ostatecznie zaczęły przypominać zawody dla ubiegających się o nagrodę Darwina – za najbardziej bezmyślny sposób na śmierć. Jedno z wyzwań polegało na podduszaniu się do utraty przytomności. Inne – na trzymaniu w ustach pieniących się kapsułek do zmywarki.

Po co brać udział w takich wyzwaniach? Odpowiedź jest prozaiczna – platformy internetowe zarabiają na sprzedawaniu uwagi użytkownika („Potworna strata”, DGP z 23 czerwca 2023 r.). Każda minuta jest więc na wagę złota. Wyzwania sprawiają, że użytkownicy dłużej przeglądają treści zamieszczane na platformie. Ponieważ to się spółkom technologicznym opłaca, ci, którzy biorą udział w takich „zawodach”, są za pomocą algorytmów pokazywani szerokiej publiczności. W zamian otrzymują od niej to, co w społecznościówkach najważniejsze – atencję. Komentarze i reakcje innych internautów sprawiają, że osoba publikująca post ma szansę dostarczyć sobie dopaminy, hormonu przyjemności – to mechanizm analogiczny do używek. Oczywiście dopamina to nie wszystko, bo sieci społecznościowe pozwalają również zarabiać twórcom, których treści obejrzało wielu widzów. Korzyść zatem staje się podwójna.