Wieś bastionem PiS

Wieś pozostała bastionem PiS – 66 proc. rolników i 45 proc. wyborców ze wsi zagłosowało za wami.

Takie wyniki potwierdzają, że to, co robimy dla rolnictwa, nasz program, który przedstawiliśmy i który realizowaliśmy, jest przez rolników i mieszkańców wsi akceptowany i wysoko oceniany. Resort objąłem pół roku temu i bardzo mi zależało na zbudowaniu swojej wiarygodności, by rolnicy mi zaufali. Nawet o trudnych rzeczach mówiłem prosto i otwarcie. I mam wrażenie, że tę wiarygodność w oczach rolników zbudowałem. Wyniki wyborów mają więc dla mnie słodko-gorzki smak - jako członek partii oczekiwałem większego poparcia dla PiS, ale jako minister rolnictwa jestem bardzo zadowolony z prawie 70-proc. poparcia rolników.

Reklama

To efekt docenienia dobrej sytuacji w rolnictwie, czy po prostu głosu konserwatywnego elektoratu na konserwatywną partię?

Rolnicy zauważyli i docenili nasze starania i naszą pracę przez ostatnie miesiące. Nie znam wyników sondaży wśród samych rolników, które były przeprowadzane w trakcie kampanii, ale niezadowolenie rolników i spadek ich zaufania do nas w połowie roku były mocno odczuwalne. Ministerstwo rolnictwa to resort bardzo trudny politycznie, przyszedłem tu jako strażak i mam poczucie, że w ciągu pół roku udało mi się wiele pożarów ugasić. Tych problemów w rolnictwie od lat jest bardzo wiele, to są zarówno wyzwania wewnętrzne, jak i zewnętrzne, które w ostatnich czasach jeszcze mocniej się uwypukliły.

Embargo na zboże z Ukrainy

Na miesiąc przed wyborami gasiliście pożar wywołany końcem unijnego embarga. Kilka punktów poparcia dla PiS mogło uciec przez zamieszanie z ukraińskim zbożem?

Jeszcze pół roku przed wyborami czuliśmy, że jesteśmy w bardzo trudnym momencie. Wtedy protestowali rolnicy w całej Polsce, sytuacja była bardzo napięta. Natomiast na miesiąc przed wyborami sytuacja została uregulowana. Na zboże z Ukrainy nałożyliśmy krajowe embargo, utrzymując jednocześnie możliwość tranzytu. To przywróciło w pełni zaufanie rolników do PiS.

Teraz, już po wyborach, podjąłby pan taką samą decyzję dotyczącą narodowego embarga?

Bez chwili wahania – tak. Interes polskich rolników, niezależnie, czy ja będę ministrem, czy ktoś inny, jest dla Polski sprawą fundamentalną. Mówiłem to zdecydowanie od samego początku sporu o ukraińskie zboże: do samego końca będziemy stać za polskimi rolnikami. To nie była decyzja przedwyborcza, by ułagodzić gniew rolników na miesiąc przed wyborami, tylko decyzja niezbędna ze względu na ochronę polskiego rynku.

A decyzja KE o nieprzedłużaniu unijnego embarga i tym samym postawieniu rządu PiS w trudnej sytuacji?

Nie mam wątpliwości, że była to decyzja polityczna. Wielokrotnie prosiliśmy KE o podanie nam racjonalnych argumentów stojących za tą decyzją i nie doczekaliśmy się od KE żadnej odpowiedzi. Dla mnie ta decyzja pozostaje niezrozumiała.

Teraz, po wyborach w Polsce, KE ma przestrzeń na przywrócenie embarga?

Jeśli kierowaliby się merytorycznymi przesłankami, to powinna to zrobić. Wielokrotnie w Brukselipodczas posiedzeń Rady Ministrów Rolnictwa UE, jak również spotkań bilateralnych, apelowałem o budowanie korytarzy solidarnościowych. Polska jest częścią wspólnego unijnego rynku i nakładanie embarga narodowego – choć było konieczne – powinno być ostatecznością. Odpowiedzialność za ten spór spoczywa na UE i to w ramach unijnych narzędzi powinniśmy szukać rozwiązań.

Konkurencyjność polskiego rolnictwa

W trakcie rządów PiS polskie rolnictwo stało się bardziej konkurencyjne w UE i na świecie?

Polska żywność jest konkurencyjna, jest wysokiej jakości, ma rozpoznawalną i wartościową markę. W zeszłym roku wyeksportowaliśmy żywność za ponad 47 mld euro. W tym roku możemy przekroczyć już granicę 50 mld euro. Taki wynik to mój cel na zakończenie kadencji. Otwieramy nowe rynki, niektóre z bardzo dużym potencjałem. Promujemy polską żywność w Azji i Afryce, choć to rynki dodatkowe, bo najważniejszy dla nas kierunek to Europa. Niemniej te nowe rynki mają ogromny potencjał demograficzny, wykształca się tam klasa średnia, którą stać będzie na jakościową, markową żywność z Polski.

Nadal jednak nasze rolnictwo pochłania ogrom dotacji i środków publicznych – mówi się, że rząd PiS nie rozwiązywał problemów rolnictwa, tylko je zasypywał pieniędzmi.

Cały świat dotuje rolnictwo, polskie rolnictwo nie jest wyjątkiem. Musimy natomiast zmienić społeczne myślenie o tych dotacjach – pamiętajmy, że dotując rolnika, dotujemy konsumenta. Jeśli byśmy się wycofali z dotowania produkcji rolnej, to taki ruch odbiłby się na cenach żywności, bo koszty produkcji znacząco by wzrosły.

Priorytety resortu rolnictwa

Prawdopodobnie zostały panu ostatnie tygodnie na stanowisku ministra rolnictwa – które działania resortu będą teraz dla pana priorytetowe?

Zakładając, że faktycznie przyjdzie nowa ekipa, to czasu jest bardzo niewiele. Chciałbym go wykorzystać na dokończenie prac przy wspieraniu programu rozwoju przetwórstwa krajowego oraz przygotowanie do wprowadzenia pilotażowego programu odbudowy pogłowia trzody chlewnej. Mamy już zarezerwowane środki na pierwszy rok tego programu i mam nadzieję, że uda nam się dokończyć prace nad nim, by w 2024 r. wystartował.

Ogłaszanie wspomnianego programu tuż przed wyborczą niedzielą zostało skrytykowane przez branżę, która uważa, że się pospieszyliście, bo nadal trwają konsultacje i branża nie zaakceptowała finalnie proponowanych rozwiązań. Ruch pod wyborcę.

Wszystkie ruchy, jakie wykonywalibyśmy przed wyborami, można by oceniać jako wyborcze. Natomiast to program, który omawialiśmy dokładnie z branżą, a jej przedstawiciele byli nawet obecni na konferencji, gdy go ogłaszaliśmy.

Inny wyborczy konkret PiS - Lokalna Półka - to populizm. Sklepy w Polsce i tak korzystają w głównej mierze z lokalnych i regionalnych produktów i wprowadzenie administracyjnych regulacji nie będzie miało wpływu na pochodzenie towaru.

Po pierwsze nie wszystkie sklepy, a po drugie obecnie nie mają one takiego obowiązku, tylko robią to ze względu na kalkulację rynkową, bo na razie polska żywność jest tańsza niż zagraniczna. Jeśli jednak pojawiłyby się tańsze rozwiązania zewnętrzne, to zapewne wiele marketów przeszłoby na żywność zagraniczną. Chcemy tego uniknąć i nasze rozwiązanie ma nakładać na markety obligo niezależnie od chwilowych trendów cenowych. Dlatego zdecydowanie rekomendowałbym nowemu ministrowi wprowadzenie tego programu.

Czego się nie udało panu przez te sześć miesięcy wykonać?

Więcej mogliśmy zrobić w kwestii ubezpieczeń płodów rolnych, by chronić hodowców i plantatorów przez jednorazowymi zdarzeniami. Myślę, że to temat do rozwiązania w pierwszej kolejności dla nowego ministra.

Zabrakło nam też czasu na skuteczniejsze działanie w kwestii stabilizacji cen artykułów rolnych na rynku. Ceny bywają bardzo rozchwiane – są okresy dużych wzrostów i dużych spadków, nadwyżki przeplatają się z niedoborami. To nie sprzyja stabilizacji rynku. Z uwagą przyglądałem się rozwiązaniom hiszpańskim, w których odbiorca produktów rolnych podpisuje umowę z rolnikiem, gwarantującą zakup towaru po cenie wyższej niż koszt produkcji. To rozwiązanie nie jest idealne, ale byłoby krokiem w kierunku wzrostu opłacalności i skali produkcji rolnej. Dalszym ruchem powinno być wprowadzenie ograniczeń marżowych na pośredników, ale na takie zapisy nie ma na razie zgody KE.

Nie udało nam się też skrócić łańcucha dostaw, by zmniejszyć różnice cenowe między rolnikiem a finalnym konsumentem. To obecnie największy problem wewnętrzny w polskim rolnictwie – o cenie skupu nie decyduje ani rolnik, ani rynek, tylko potężne koncerny i firmy dystrybucyjne.

Największe wyzwanie dla nowej ekipy na pierwsze pół roku?

Zagwarantowanie bezpieczeństwa żywnościowego Polaków. Bezpieczeństwo narodowe stoi na trzech filarach – bezpieczeństwie militarnym, energetycznym i żywnościowym. Jako minister rolnictwa podkreślam, że to ostatnie jest najważniejsze. Mieliśmy przykład deficytu żywności w okresie pandemii. Przy obecnych napięciach międzynarodowych, komplikującej się sytuacji geopolitycznej w Europie i na Bliskim Wschodzie to bezpieczeństwo żywnościowe staje się niezwykle ważne i narażone na zawirowania.