John Paulson, miliarder zarządzający funduszami hedgingowymi, przewidywał załamanie w Europie, bank Morgan Stanley ostrzegał, że amerykańskie rynki się skurczą – elita finansistów z Wall Street często myliła się w mijającym roku.

Paulson twierdził, że w 2012 roku strefa euro się rozpadnie a krach gospodarczy w regionie związany z zadłużeniem jest nieuchronny. Z kolei analitycy z jednego z największych amerykańskich banków przewidywali, że główny indeks amerykańskiej giełdy Standard& Poor’s 500 straci 7 proc. w skali roku. Credit Suisse szacował z kolei znaczące wahania cen akcji.

Tymczasem bezprecedensowe stymulowanie gospodarki w USA i Europie odbiło się 16-proc. zwyżkami na spółkach z indeksu S&P 500, a tym samym większymi dywidendami. Strefa euro wciąż funkcjonuje, a inwestorzy nie porzucili jeszcze całkowicie Europy. Tuż po tym, jak Warren Buffet nazwał obligacje „najbardziej niebezpiecznymi aktywami”, okazało się, że dają one 2,2 proc. zwroty. Nawet posiadacze greckich papierów skarbowych dostali swoje 78 proc.

Wszystkie te prognozy okazały się nietrafione. Inwestorzy lepiej by zrobili, gdyby posłuchali głównego dyrektora Goldman Sachs Lloyda C. Blankfeina, który powiedział, że prawdziwe ryzyko to bycie zbyt pesymistycznym.

Reklama

Lista katastroficznych wizji gospodarczych z zeszłego roku pokazuje, że nawet największe banki, podobnie jak najbardziej wpływowi i odnoszący sukcesy (najbogatsi) finansiści nie potrafią w odpowiednim czasie przeczuć, w jaki sposób działania rządów wpłyną na rynki.

“Przykładali zbyt dużo uwagi do siania strachu” – powiedział Jeffrey Saut, inwestor strategiczny w Raymond James & Associates. „Obawiali się dysfunkcjonalności rządu USA, trzęsienia ziemi w strefie euro czy implozji Grecji i Portugalii. Zamiast obserwować to, co się rzeczywiście dzieje dokoła, pozwolili, aby niektóre wydarzenia makroekonomiczne stały się realnym zagrożeniem dla gospodarczej równowagi”.