Choć mecze grup A i C tegorocznych mistrzostw Europy rozgrywane były w czterech polskich miastach – Wrocławiu, Poznaniu, Warszawie i Gdańsku – to tak naprawdę te dwa ostatnie będą największymi zwycięzcami turnieju. W każdym z nich zostanie rozegrany mecz fazy ćwierćfinałowej (21 czerwca w stolicy i 22 czerwca w Gdańsku), a Warszawa dodatkowo jest gospodarzem meczu półfinałowego – 28 czerwca. A to oznacza dalszy napływ kibiców, a wraz z nimi pieniędzy.

Czeka nas czeski potop

W stolicy mecz ćwierćfinałowy rozegrają Czesi i Portugalczycy. – Czechów spodziewamy się jeszcze więcej niż podczas meczu ich drużyny we Wrocławiu – mówi Marta Brzegowa ze stołecznego ratusza. Jak wynika z ustaleń DGP, na Stadionie Narodowym i w strefie kibica 21 czerwca bawić się może nawet 25 tys. kibiców czeskich. – W równym stopniu powinni dopisać Portugalczycy. Oczekujemy więc, że na koniec mistrzostw liczba kibiców przekroczy 1 mln osób. Warszawską strefę kibica odwiedziło od 7 czerwca 800 tys. osób – dodaje Marta Brzegowa. Portugalczyków może być tyle samo co Czechów.

A to oznacza, że w ćwierćfinałach Czesi zostawią około 20 mln zł. Portugalczycy zostawią jeszcze więcej, bo z reguły, w przeciwieństwie do naszych południowych sąsiadów, zostają na noc w Polsce. Dlatego każdy z Portugalczyków zostawi średnio ok. 1,5 tys. zł. A to daje ponad 35 mln zł do kasy miasta i przedsiębiorców podczas jednego dnia meczu ćwierćfinałowego. To i tak nic w porównaniu z meczem półfinałowym. Jeśli ziści się najlepszy scenariusz – czyli gdy w Warszawie zagrają Niemcy i Anglicy – to napływ gotówki będzie kilka razy większy. A to dlatego, że samych Niemców spodziewanych jest około 80 tys. Każdy zostawia średnio od 700 do 3 tys. zł (w zależności od tego, czy nocuje po meczu w Polsce). W takim układzie Niemcy mogą zostawić od 56 do 120 mln zł.

Reklama

Kolejne 100 mln zł mogą zostawić Anglicy, których według prognoz może przyjechać 50 tys. A ci kibice nocują niemal zawsze. Zatem sama Warszawa na ćwierć- i półfinale może zarobić od 200 do 270 mln zł. W Gdańsku, który do 15 czerwca odwiedziło w sumie 70 tys. zagranicznych kibiców, o półfinał rywalizować będą Niemcy i Grecy. Miasto szczególnie się cieszy z przyjazdu kibiców niemieckich. – Spodziewamy się 40 – 50 tys. Niemców. Greków będzie mniej, ok. 5 – 6 tys. – mówi rzecznik Euro 2012 w Gdańsku Michał Brandt. Oznacza to, że w najlepszym razie zagraniczni kibice wydadzą w mieście ok. 40 mln zł, głównie na gastronomię i transport. Przyjmując, że część z nich zdecyduje się wynająć nocleg, kwota ta może wzrosnąć o kolejnych 10 – 15 mln zł. Łącznie daje to 50 – 55 mln zł. W sumie przez cały turniej Gdańsk powinno odwiedzić ponad 100 tys. zagranicznych gości.

Strefy nie utyją

Mimo najazdu kibiców miasto nie planuje kolejnego powiększenia strefy kibica. Od ostatniej soboty może w niej przebywać 40 tys. osób, czyli o 10 tys. więcej niż wcześniej. Niewykluczone nawet, że strefa powróci do swoich poprzednich rozmiarów, bo jak przyznają władze miasta, fan zone została powiększona z myślą o awansie polskiej drużyny do fazy ćwierćfinałowej. Strefa nie będzie również powiększona w Warszawie. – Nie spodziewamy się bowiem, że pobijemy rekord frekwencji w strefie kibica z meczu Polska – Czechy, kiedy to przewinęło się przez nią 165 tys. ludzi – mówi Marta Brzegowa. Aby uatrakcyjnić strefę i tym samym przyciągnąć do niej też Polaków, miasto zdecydowało się wyświetlać wszystkie mecze rozgrywane w danym dniu jednocześnie. Mecz z Warszawy będzie pokazywany na ekranie głównym, a z Gdańska na bocznych, w związku z czym każdy będzie mógł wybrać coś dla siebie.