Złoty słabnie na potęgę. W poniedziałek na chwilkę się umocnił, ale jeszcze przed południem zaczęła się wyprzedaż. W ciągu dnia złoty wobec euro otarł się nawet o poziom 4,35, a to nawet gorzej niż najgorszy dół polskiej waluty od 2005 r. W NBP złoty stracił ponad 3 proc. w stosunku do euro, dolara i franka szwajcarskiego. Za euro w banku centralnym płaci się 4,3113 zł, za dolara – 3,2473 zł, a za franka – 2,8976 zł.

Inwestorzy szukają dna

Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB DM zwraca uwagę, że „razem ze złotym traciły forint i czeska korona, choć jak zwykle przecena na tych rynkach była nieco mniej dotkliwa. Za dzisiejszą przeceną na rynku nie stoi nic poza prawdopodobną chęcią niektórych inwestorów na przetestowanie nowych maksimów”. Dodaje, że w 2005 r., kiedy złoty zjechał do swoich minimalnych poziomów, zakończyła się korekta na rynku.

A pod dnem nowego dna?

Reklama

Teraz jednak złoty wcale nie musi zatrzymać się na nowym minimum. Marek Wołos, analityk TMS Brokers zwraca uwagę, że dziś pojawiły się fatalne prognozy PKB i jest to powód do wyprzedaży złotego. Inwestorzy mogą chcieć ograniczać straty. Ponadto dane takie, jak informacje o problemach z płatnościami resortów siłowych – MON i MSWiA mogą być postrzegane przez część inwestorów jako sygnał problemów budżetu – zwraca uwagę Marek Wołos.
Dlatego też, uważa analityk TMS Brokers, po przekroczeniu poziomu 4,30 zł za euro istnieje techniczna podstawa do tego, by złoty spadł do poziomu nawet 4,90.
Jak ocenia główny analityk First International Traders Marek Rogalski, cytowany przez ISB, ten obecny trend polskiej waluty może zakończyć się dopiero na przełomie stycznia i lutego, kiedy notowania euro/złotego narusza poziom 4,50 zł.

JP Morgan znów zaszkodził

Na razie jednak inwestorzy biorą pod uwagę prognozy takie jak JP Morgan, który obniżył tegoroczne prognozy dla polskiego PKB do 0 proc., zaś 1,1 proc w prognozie dla Polski założył Morgan Stanley. Z kolei Komisja Europejska zakłada wzrost polskiego PKB na poziomie 5 proc. w 2008 r,, a w 2009 – zaledwie 2 proc. i dopiero w 2010 lekkie odbicie w górę – 2,4 proc. Jak przypomina ISB, w listopadzie Komisja oczekiwała, że polska gospodarka wzrośnie w tych latach odpowiednio o 5,4 proc., 3,8 proc. i 4,2 proc. KE przewiduje też, że Polska przekroczy unijny limit deficytu budżetowego w 2010 r.

„Obecnie mamy do czynienia z piątą, najbardziej gwałtowną falą, zazwyczaj czysto spekulacyjną, którą napędzają coraz gorsze notowania dla polskiej gospodarki” – podkreślił Rogalski. Jego zdaniem rosną obawy, że to rynki wschodzące będą największym poszkodowanym globalnego kryzysu. W takiej atmosferze rynek zignorował praktycznie dane gospodarcze publikowane dziś przez GUS.

Joanna Pluta z DM TMS Brokers wskazuje, że tym, co istotnie może zagrażać krajowej dynamice PKB jest wzrost bezrobocia oraz ograniczenie przez banki akcji kredytowej dla przedsiębiorstw. Zwraca też uwagę, że jak bywało w przypadku poprzednich publikacji JP Morgan, w pierwszej kolejności rynek reaguje na ich wymowę, następnie dopiero brana jest pod uwagę jego słuszność.

„Wybiegając bardziej przyszłościowo, warto zadać sobie także pytanie, czy ewentualny kryzys w Chinach wywołany przez spowolnienie tamtejszej gospodarki, nie stanie się swoistym gwoździem do trumny dla emerging markets. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie” – spekuluje z kolei analityk First International Traders.

W poniedziałek jeden z największych na świecie ubezpieczycieli kredytu kupieckiego – Coface – podał, jak informuje francuska prasa, że prognozę wzrostu gospodarczego dla Chin na 2009 zakłada na poziomie 7 proc., zaś dla Rosji – 2,5 proc. W dodatku oba kraje, równocześnie, znalazły się na negatywnej liście obserwacyjnej. Przyczyną są m.in. coraz większe kłopoty firm z płatnościami.

Polska jest w fatalnym regionie

Polska jest krajem tranzytowym nie tylko dla gazu, także dla innych problemów Rosji. Marek Wołos wskazuje, że rosyjski rubel wciąż się osłabia, a w dodatku pojawiły się na rynku pogłoski o możliwej dużej dewaluacji rubla. „Złoty wówczas może osłabić się proporcjonalnie do udziału naszej waluty w koszyku walut posiadanym przez inwestorów” – dodaje. Na razie w ciągu paru tygodni złoty może spaść do poziomu 4,40 – 4,50 zł za euro, a w dalszej przyszłości – nawet 4,90.

Euro nic nie pomoże

Bo plany rządu zakładające wejście Polski do ERM2 jeszcze w tym roku mogą zacząć się rozwiewać. Decyzja o wejściu Polski do strefy euro w zasadzie powinna umocnić naszą walutę, ale – mówi Marek Wołos – rynek powoli dyskontuje tę perspektywę, bo inwestorzy przestają wierzyć, iż Polska będzie w stanie to uczynić.
Joanna Pluta podkreśla, że w raporcie Komisji Europejskiej wyjątkowo niepokojąca jest prognoza deficytu fiskalnego Polski na najbliższe lata – w obliczu spowolnienia tempa wzrostu gospodarczego relacja deficytu budżetowego do PKB wzrośnie do 3,6 proc. w roku 2009, a w 2010 wyniesie 3,5 proc. „W efekcie do 2011 roku nie będzie możliwe spełnienie fiskalnego kryterium konwergencji, wymagającego, by relacja ta nie przekraczała 3 proc.. Najprawdopodobniej Polska będzie miała problemy również ze spełnieniem kryterium inflacyjnego, oraz kursowego. Wszystko to wskazuje, iż termin przyjęcia wspólnej waluty może zostać przesunięty poza rok 2012”.