Wiemy już czym jest oszczędzanie - to rezygnacja z części bieżącej konsumpcji i odkładanie pieniędzy z myślą o przyszłości: na „czarną godzinę”, na emeryturę, na mieszkanie, dla dzieci w ich drodze do dorosłości i samodzielności. Cele te duże i małe, krótko- i długoterminowe pomagają nam w comiesięcznym gromadzeniu pieniędzy. Najczęściej przychodzi nam to jednak z dużym trudem, dlatego do tematu inwestycji, czyli pomnażania odłożonych pieniędzy, podchodzimy raczej z dużą dozą niepewności i dystansem. Z badania „Poziom wiedzy finansowej Polaków” (GPW, marzec 2021) wynika, że 77 proc. Polaków nie rozważa samodzielnego inwestowania. Dla 58 proc. z nich poziom wiedzy o giełdzie jest mały lub bardzo mały, a tylko dla 24 proc. przeciętny.

Większość z nas boi się ryzyka, które jest nieodłączną częścią każdej inwestycji. Nie chcemy tych środków, które udało się nam z niemałym wysiłkiem odłożyć, stracić, decydując się na zakup bardziej złożonych i skomplikowanych produktów. Najprostsze lokaty bankowe czy obligacje skarbowe w zupełności nam wystarczają. Takie podejście do inwestowania jest związane z naszymi cechami, które ekonomiści nazywają skłonnością do inwestowania oraz skłonnością do ponoszenia ryzyka.

Pieniądze trzeba chronić

Zanim zaczniemy myśleć na poważnie o inwestowaniu, uporządkujmy cały proces oszczędzania i wyeliminujmy podstawowe błędy, które często popełniamy. Jeśli decydujemy się trzymać pieniądze w domu (w puszcze po kawie czy w szafie między ubraniami) lub na nieoprocentowanym rachunku bankowym, musimy mieć świadomość, że z perspektywy właściwego gospodarowania oszczędnościami nie ma to większego sensu. Nawet jeśli niewielkie kwoty można i warto mieć przy sobie, tak większe – już niekoniecznie. Nie powinniśmy zapominać, że głównym zadaniem oszczędzających powinny być nie tylko konsekwentne odkładanie pieniędzy, ale również utrzymanie ich wartości w czasie. Skłonność do oszczędzania jest cechą, którą określa naszą zdolność do świadomego i celowego gromadzenia kapitału dzięki rezygnacji z części bieżącej konsumpcji na rzecz osiągnięcia przyszłych korzyści. Okazyjne i nieregularne przetrzymywanie pieniędzy na rachunkach bankowych nie zawsze musi być oszczędnościami a tym bardziej inwestycjami.

Reklama

By zrozumieć to zjawisko należałoby się najpierw zapoznać z pojęciem inflacji. To nic innego jak wzrost przeciętnego poziomu cen w gospodarce, czego skutkiem jest spadek siły nabywczej pieniądza. W efekcie za te same 100 zł odłożone dzisiaj, za rok będziemy w stanie kupić mniej produktów. Idąc dalej: Utrzymanie realnej wartości pieniądza będzie możliwe, gdy stopa zwrotu wolna od ryzyka – a o taką nam głównie w oszczędzaniu chodzi – będzie co najmniej równa stopę inflacji.

W obecnych warunkach wychodzenia z pandemii ta zależność może być trudna do spełnienia, ale nie jest niemożliwa. Z pomocą przychodzą m.in. obligacje skarbu państwa indeksowane inflacją. Ministerstwo Finansów co miesiąc podaje dane o ofertach sprzedaży skarbowych papierów wartościowych. W czerwcu Polacy przeznaczyli na ich nabycie 3,67 mld zł. Od początku roku popyt przekroczył 21 mld zł, a średnia miesięczna wartość sprzedaży obligacji w pierwszym półroczu wyniosła 3,5 mld zł. Oznacza to wzrost o 46 proc. w porównaniu do analogicznego okresu z ubiegłego roku.

Nie każdy lubi ryzyko

Granica między oszczędzaniem, a inwestowaniem jest umowna i bardzo płynna. Różnicuje to nasza skłonność do oszczędzania vs. skłonność do inwestowania. Dla jednych już wybór obligacji skarbowych czy selektywny dobór lokat bankowych, dających największy zysk w skali roku, będzie pewnego rodzaju formą inwestycji. Jeśli maksymalizujemy dochód z wybranego produktu, a odsetki dopisujemy do kapitału, by te też z czasem pracowały, a nie wydajemy, jesteśmy na dobrej drodze, by móc z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że inwestujemy - nawet jeśli poruszamy się wyłącznie wśród produktów bezpiecznych, czyli takich, które pozbawione są ryzyka inwestycyjnego. Jest to związane w sposób bardzo bezpośredni z naszą cechą nazywaną przez ekonomistów skłonnością do ponoszenia ryzyka.

Zysk oczywiście – jak to zostało już napisane – jest ważny. Pozwala nam zachować wartość pieniądza w czasie, ale również pomnażać oszczędności, jeśli jest on wyższy niż stopa wolna od ryzyka. Jest ważny, ale nie dajmy się nim oślepić; nie jest najważniejszy. Czym wyższa stopa zwrotu, tym wyższe ryzyko – to jedna z podstawowych zasad, o której należy zapamiętać. I właśnie do ryzyka powinniśmy przykładać znacznie większą uwagę, szczególnie jeśli jesteśmy początkującymi inwestorami.

Ekonomia traktuje ryzyko trochę inaczej niż może się nam wydawać. Jest to bowiem możliwe do oszacowania prawdopodobieństwo wystąpienia danego zdarzenia, które nie jest uwzględniane w scenariuszu bazowym (czyli zakładanym przez nas na wstępie) i może mieć zarówno pozytywny, jak negatywny kierunek. Inaczej: możemy zyskać lub stracić więcej niż zakładaliśmy. Ponadto skłonność do ryzyka jest także definiowana przez ekonomistów jako umiejętność postrzegania owego ryzyka nie tylko jako zagrożenia, ale przede wszystkim jako szansy. Dotyczy to oczywiście wyboru optymalnego poziomu ryzyka inwestycyjnego w stosunku do spodziewanych/oczekiwanych przeszłych zysków z tych inwestycji.

Inwestowanie – wbrew temu, co powszechnie można często usłyszeć - nie jest proste. Dlatego przed pierwszym zakupem akcji, czy innych instrumentów finansowych, należy się dobrze przygotować. Decyzje muszą być podbudowane określoną wiedzą, a dobór kolejnych produktów inwestycyjnych uwzględniać naszą indywidualną skłonność do ponoszenia ryzyka inwestycyjnego. Dla każdego z nas będzie on inny. Dla jednych skok ze spadochronem nie będzie problemem, ale wystąpienia publiczne paraliżują na tyle, że zaliczyć je można do zadań z kategorii tych niewykonalnych. Dla jeszcze innych jazda samochodem jest zbyt stresująca, ale w wolnej chwili uprawianie wspinaczki wysokogórskiej bez zabezpieczenia jest swego rodzaju codziennością i sposobem na spędzanie wolnego czasu. Z inwestycjami będzie podobnie.

Trzymajmy się zasad

Zacznijmy od rzeczy najważniejszej: nie inwestujmy pieniędzy, których nie możemy stracić. Jeśli to kapitał na czarną godzinę – lepiej trzymać go „blisko” w bezpiecznych produktach niż ryzykować jego uszczuplenie. Nie inwestujmy pieniędzy, które przewidujemy, że będziemy potrzebować w niedalekiej przyszłości. Dlaczego?

Dobrym przykładem są wspomniane już obligacje skarbowe. Decydując się na ich zakup należy pamiętać o kilku zasadach. Po pierwsze, wskaźnik inflacji do marży doliczany jest dopiero od drugiego roku od daty ich nabycia. W pierwszym jest to wyłącznie marża, której wysokość w zależności od produktu jest różna. Już tę informację powinniśmy wziąć pod uwagę przy zarządzaniu odłożonymi środkami. Po drugie, oszczędzanie tym sposobem wiąże się z konicznością „zamrożenia” pieniędzy na kilka lat. Najkrótszy obecnie okres dla papierów skarbowych, które będą odpowiedzią na inflację to cztery lata, najdłuższy aż dwanaście. Przedterminowa sprzedaż obligacji (bo np. będziemy te pieniądze potrzebować) wiąże się z dodatkową opłatą a często także z utratą odsetek, jeśli zakończymy oszczędzanie przed kolejnym pełnym rokiem, na koniec którego odsetki są kapitalizowane (naliczane). Samo doliczanie do kapitału w cyklu rocznym odsetek nie jest złe. Dzięki temu pracują one w latach następnych w ten sam sposób jak kapitał, za który kupiliśmy obligacje (działa tzw. procent składany).

Nie ma prostej odpowiedzi, kiedy i jaką część oszczędności zacząć inwestować. Ale sprawdzi się tutaj prosta zasada podziału środków na kilka „koszyków”. Pierwszy, niech to będą pieniądze zebrane w ramach tzw. funduszu bezpieczeństwa. Resztę dzielimy według uznania, pamiętając o kolejnej żelaznej zasadzie, by nie wkładać wszystkich jajek do jednego koszyka. Część trzymajmy w bezpiecznych i płynnych produktach jak lokaty bankowe. Kolejną w mniej płynnych obligacjach. Część możemy przeznaczyć np. na akcje lub skorzystać z usług profesjonalistów i powierzyć im pieniądze pod zarządzanie kupując fundusze inwestycyjne. Zanim jednak zaczniemy inwestować w ryzykowne produkty – musimy zrozumieć zasady ich działania, czyli kiedy zarabiamy/tracimy, na jakich zasadach można nabyć dany produkt i jak z niego wyjść (sprzedać), z jakimi będzie się to wiązać kosztami, jakie są zasady wypłaty środków. Wiedza – powtórzmy to – jest fundamentem działania i decyzji. To do nas należy ostatnie słowo, nie do konsultantów czy sprzedawców, którzy zachwalają dane rozwiązania snując porywające wizje o szybkim bogactwie.

Można stracić

Decydując się na inwestycje musimy pamiętać, że wiążą się one z ryzykiem straty części, a niekiedy całości kapitału. Dla przykładu, blisko 8 na 10 aktywnych klientów na rynku Forex zanotowało w 2020 r. stratę; 62,3 tys. osób straciło 1,189 mld zł - wynika z danych Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego. Nie ma bezpiecznych inwestycji. Zysk/strata uzależnione są od wielu czynników, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Niekiedy zwykły wpis na popularnym portalu społecznościowym wystarczy by ceny akcji wyraźnie wzrosły albo spadły, innym znów razem zmiana nastrojów rynkowych lub cykliczne załamanie koniunktury potrafi przerodzić się w długotrwałą bessę pod wpływem np. kryzysu finansowego.

Dlatego jeśli planujemy wyjść z „bezpiecznych” instrumentów jak lokaty i obligacje, pamiętajmy o podstawowych zasadach, by dywersyfikować inwestycje w oparciu o różne produkty, inwestować w długim horyzoncie czasu (nawet kilku-, kilkunastu lat) i nie poddawać się zbyt łatwo wpływom i opiniom innych. Internet pełny jest reklam, sugerujących łatwe zarabianie pieniędzy za pomocą różnych inwestycji. Rzeczywistość jest zupełnie inna.

Na koniec musimy też pamiętać o czynniku czysto psychologicznym. Czy będziemy w stanie wytrzymać emocje, gdy akcje zaczną spadać, co zrobimy, gdy strata sięgnie 10 proc. lub więcej – przecież nawet podczas hossy zdarzają się krótkoterminowe korekty ceny. Inwestowanie to też panowanie nad emocjami i racjonalne podejmowanie decyzji. Te mogą być tak samo trudne w sytuacji, gdy ceny spadają (czy ciąć straty?) jak i rosną (czy już zamknąć pozycję, czy poczekać?). Jeśli strata części bądź całości zainwestowanego kapitału jest nie do przyjęcia, lepiej poszukać na rynku produktów, które oferują wyższy zysk niż lokata bankowa, przy mniejszym jednak ryzyku, niż akcje czy inne instrumenty. Dlatego warto sobie odpowiedzieć także na pytanie o naszą subiektywną skłonność do inwestowania i ponoszenia ryzyka z nim związanego.

bj

ikona lupy />
Materiały prasowe
Szanowni Czytelnicy,
Powyższy artykuł ukazał się w ramach cyklu edukacyjnego „Rozumiem, Oszczędzam. Inwestuję”, przygotowanego we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim. Mamy nadzieję, że informacje w nim zawarte okażą się pomocne – poszerzą Państwa wiedzę na temat oszczędzania oraz inwestycji i ryzyka, które się z nim wiąże.
Gorąco zachęcamy do wypełnienia poniżej krótkiej, anonimowej ankiety, która pozwoli nam udoskonalić nasze materiały edukacyjne w przyszłości.