Propozycja KE uzależnienia wypłaty funduszy UE od praworządności została już wcześniej skrytykowana przez służby prawne Rady Europejskiej. Jeśli coś jest niezgodne z traktatami, to nie może stanowić podstawy budżetu na 7 lat - powiedział wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński.

Jabłoński w poniedziałek wziął udział w Brukseli w konferencji dot. praworządności, na której wystąpił też unijny komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders. Belg przekonywał m.in. do tego, że w UE powinien istnieć mechanizm uzależnienia wypłaty środków unijnych od stosowania zasady praworządności. Taką propozycje przedstawiła poprzednia KE pod przewodnictwem Jeana Claude'a Junckera. Reynders zapowiedział dalsze prace na nią w UE.

Jak powiedział dziennikarzom Jabłoński po spotkaniu, propozycja KE uzależniania wypłat funduszy UE od praworządności został już wcześniej skrytykowana przez służby prawne Rady Europejskiej.

"Polski rząd od samego początku tej debaty mówił jasno, że nie ma nic przeciwko wprowadzeniu dodatkowych kryteriów, które zabezpieczą lepiej unijny budżet - bo uważamy, że budżet unijny musi być dobrze zabezpieczony - ale kryteria muszą być jasno określone, muszą być precyzyjne, nie mogą być podatne na arbitralną interpretację polityczną" - powiedział. Jak zaznaczył, brak takiej przejrzystości naruszałby traktaty europejskie.

"Jeśli coś jest niezgodne z traktatami, to nie może stanowić podstawy budżetu na 7 lat" - podkreślił wiceminister. Dodał przy tym, że Polska jest za tym, aby kryteria wydatkowania środków unijnych była bardzo precyzyjne.

Reklama

Zdaniem wiceministra, kwestia propozycji KE może być jedną z omawianych podczas zaplanowanego na 20 lutego specjalnego szczytu UE w Brukseli, który poświęcony ma być negocjacjom unijnego budżetu na lata 2021-2027.

"Na pewno ta dyskusja, która rozpoczyna się 20 lutego, nie zakończy się szybko, ponieważ wiemy bardzo dobrze, że jest ogromny spór przede wszystkim co od wysokości budżetu między poszczególnymi państwami, także w dużym stopniu co do celów, na które ten budżet ma być przeznaczony" - powiedział dodając, że w UE jest silna grupa państw członkowskich, które sprzeciwiają się cięciom polityki spójności.

"Chcemy, aby projekt unijny był ambitny, rozwijał się. Jesteśmy przeciwni wycofywaniu się UE z pewnych obszarów dziedzin życia, dlatego, że wiemy, że jeśli zacznie się wycofać , to obywatele - Polski i innych krajów - będą stopniowo traktowali i oceniali UE coraz gorzej" - zaznaczył.

Polsce - jak przekonywał - zależy na poszumienie ws. budżetu unijnego, ale ważniejsze od tego, czy uda się je uzyskać szybko jest to, żeby było dobrej jakości i satysfakcjonujące dla wszystkich państw. "Jesteśmy gotowi negocjować nawet całą noc, zostać tu nawet na kolejne kilka dni, tak jak to miało miejsce w lipcu, gdy był trzydniowy szczyt. Jesteśmy gotowi na długie negocjacje i otwarci na dialog, na porozumienie, natomiast są pewne elementy naszego stanowiska negocjacyjnego (...), które muszą znaleźć się w tym budżecie" - powiedział.

Szef Rady Europejskiej Charles Michel zapowiedział na 20 lutego specjalny szczyt UE ws. unijnego budżetu na lata 2021-2027. Liczy, że mimo rozbieżnych zdań co do kształtu przyszłych wieloletnich ram finansowych UE krajom członkowskim uda się znaleźć kompromis.

W sporze po jednej stronie są płatnicy netto, czyli kraje, które więcej wpłacają do unijnego budżetu, niż z niego wypłacają, z Niemcami, Holandią, Danią i Finlandią na czele. Państwa te chciałyby, aby limit wydatków na następne siedem lat odpowiadał ok. 1 proc. połączonego dochodu narodowego brutto (DNB) 27 państw członkowskich.

Po drugiej stronie jest licząca 17 państw grupa tzw. przyjaciół polityki spójności, która sprzeciwia się cięciom wskazując, że różnice w rozwoju pomiędzy poszczególnymi regionami w UE są tak duże, że nie można zmniejszać wydatków na ten cel i ogólnie budżetu UE. W skład tej grupy, poza Polską, wchodzą: Bułgaria, Rumunia, Węgry, Czechy, Słowacja, Łotwa, Litwa, Estonia, Grecja, Chorwacja, Włochy, Portugalia, Malta, Cypr, Słowenia i Hiszpania.

Spójność tej grupy, w której Polska należy do największych krajów, może zostać wystawiona na próbę w czasie negocjacji. Dyplomaci obawiają się, że mniejsze państwa mogą dostać stosunkowo niewielkie środki na jakiś projekt u siebie i przestaną mocno zabiegać o wyższy budżet dla wszystkich.

>>> Czytaj też: Wiceszef MSZ o rozmowach z KE: Chcemy wyjaśnić wszelkie wątpliwości