Menu w inwestycyjnej restauracji jest tak szerokie, że dla kogoś, kto czyta je po raz pierwszy konieczność podjęcia decyzji może być bardziej przerażająca niż kusząca. Ale – warto pamiętać – wszyscy uczestnicy rynku byli kiedyś amatorami z niewielkim bagażem wiedzy. Ba. Zdecydowana większość nadal nie przeszła na zawodowstwo, a mimo to osiąga kolejne sukcesy inwestycyjne.

Przyjrzyjmy się pobieżnie poszczególnym propozycjom i spróbujmy wybrać odpowiednią dla siebie.

Pod szumną nazwą analizy fundamentalnej kryje się po prostu dojście do konkluzji czy perspektywy danej spółki, branży czy rynku są pomyślne, czy nie. Dla przykładu – jeśli do Polski napływa coraz więcej coraz starszych samochodów sprowadzanych z Zachodu, można przyjąć, że warsztaty samochodowe i producenci części zamiennych będą mieć coraz więcej pracy. Należy więc sprawdzić, czy ta perspektywa jest już uwzględniona w wycenie akcji spółek z tych branż.

Może się jednak zdarzyć i tak, że perspektywy branży są złe, ale dla konkretnej spółki – wręcz przeciwnie. Pod koniec lat 90. akcje spółek odzieżowych (głównie byli to producenci garniturów i płaszczy) szorowały po dnie i sektor nie kojarzył się nikomu najlepiej. Aż do czasu debiutu LPP (właściciela marki Reserved i wielu innych), które pokazało, że nowoczesny produkt może podbić rynek nie tylko krajowy, ale całego regionu. Akcje LPP sprzedawano po 50 zł. Dwadzieścia lat później wycena to… kilkanaście tysięcy złotych.

Reklama

Analiza spółek i branż wymaga jednak pewnej wiedzy, a wraz z jej przyswojeniem, analizy stają się coraz bardziej szczegółowe i wymagające czasowo. Inwestorzy, i ci bardziej, i mniej doświadczeni, w podjęciu decyzji mogą posiłkować się analizami i rekomendacjami zawodowych analityków zatrudnianych przez biura maklerskie. Rekomendacje zawierają nie tylko analizę spółek, ale wręcz konkretne wskazania dla inwestorów (np. kupuj, redukuj, neutralnie) wraz z tzw. docelową ceną akcji.

Inwestorzy mogą zdać się na profesjonalistów jeszcze mocniej i powierzyć środki w zarządzanie funduszom inwestycyjnym. To zarządzający będzie odpowiadał za właściwy dobór spółek do portfela i za dokupienie albo odsprzedanie akcji lub obligacji w odpowiednich momentach rynkowych. Jest to najbardziej pasywna forma inwestowania na giełdzie, bo nie wymagająca od uczestników funduszy podejmowania żadnych decyzji, poza wybraniem momentu rozpoczęcia i zakończenia inwestycji.

Sęk w tym, że jak pokazują wyniki wieloletnich badań na wielu różnych rynkach, profesjonalistom rzadko udaje się pokonać… indeksy giełdowe. Co oznacza, że w większości przypadków indeksy rosną szybciej niż jednostki uczestnictwa funduszy.

W ostatnich latach coraz popularniejsze stały się zatem ETFy (Exchanged Traded Funds), czyli fundusze zarządzane pasywnie. Ich zadaniem jest jak najdokładniejsze odzwierciedlenie zachowania danego indeksu (np. WIG20 lub mWIG), bez próby poprawiania wyniku osiąganego przez sam wskaźnik koniunktury. Fundusze te nie wymagają aktywnego zarządzania, są zatem znacznie tańsze pod względem opłat za zarządzanie, co z kolei sprawia, że ich wyniki są jeszcze lepsze od średniej dla aktywnie zarządzanych funduszy. Oto dwie przyczyny ich popularności – są dobre i tanie.

Ta propozycja prowadzi nas do kolejnej decyzji – czy chcę inwestować w spółki, czy w cały rynek giełdowy zadowalając się tym, że „giełda wzrośnie”? W tej drugiej opcji „wystarczy” ocenić ogólne perspektywy gospodarcze i rynkowe, bez oceny fundamentalnej poszczególnych spółek i oczywiście zdecydować o momencie zakupu i sprzedaży.

W tym ostatnim pomóc może analiza techniczna. Jej zwolennicy uważają, że ceny akcji czy wartości indeksów uwzględniają już wszystkie przyszłe znane w danej chwili wydarzenia i perspektywy, zaś historia rynków i decyzji inwestorów powtarza się w obserwowanych licznie schematach i cyklach. Za pomocą analizy wykresów i całej masy dodatkowych wskaźników, oscylatorów i średnich, można przynajmniej próbować przewidzieć momenty zwrotne dla rynków lub poszczególnych instrumentów na nich notowanych, czyli przewidywać nie tyle przyszłość, ile najbardziej prawdopodobne scenariusze kierunków przyszłych notowań.

Na koniec trzeba sobie jeszcze odpowiedzieć na pytanie o dywersyfikację portfela, czyli jak wiele instrumentów (np. akcji) zamierzamy kupić. Szkoły są różne – szeroka dywersyfikacja oznacza oczywiście wyższe bezpieczeństwo inwestycji, ale ogranicza też szanse na jednostkowy zysk. Ktoś, kto 20 lat temu kupił akcje LPP, Apple’a lub Amazona zarobił zdecydowanie więcej niż inwestor, który za 70 proc. portfela nabył obligacje, a za resztę pieniędzy podzielił na spółki „starej ekonomii”.

Skoro oswoiliśmy się już przynajmniej z pojęciami z naszego menu, pora wybrać coś dla siebie. Klasyczne poradniki inwestycyjne uzależnią odpowiedź na pytanie – „co wybrać?” – od kolejnej odpowiedzi – „na jakie ryzyko jesteś gotowy?”.

W praktyce większość z nas odpowie na to pytanie podobnie – źle znosimy straty, ale jesteśmy gotowi sięgać po duże zyski. Na tym przecież opiera się idea loterii liczbowych, w których tłumnie bierzemy udział. Dlatego właściwe pytanie brzmi raczej – „Jakie jest Twoje doświadczenie inwestycyjne?”. Dopiero nabywając doświadczenie, czyli kosztując smaków nieznanych nam wcześniej dań, możemy odpowiedzieć na pytanie, które z nich nam odpowiada.

EMS