Polacy coraz poważniej myślą o swojej przyszłości emerytalnej, a to przekłada się na rosnące zainteresowanie produktami III filaru. Czy faktycznie z tyłu głowy mamy obawę o to, co będziemy jeść na emeryturze?

– Zdecydowanie tak – potwierdza Maksymilian Skolik, dyrektor Biura Maklerskiego mBanku. W jego ocenie jest to efekt kilku nakładających się na siebie elementów, wśród których kluczową rolę odgrywają edukacja i zrozumienie. Chodzi o to, że jeżeli tu i teraz nie zacznę samodzielnie dbać o swoje finanse, o długoterminowe inwestowanie, to za 20, 30, 40 lat ten problem mnie dogoni, jak będę przechodził na emeryturę – wyjaśnia Skolik.

I dodaje, że impulsem do działania nie są już mgliste przewidywania, ale twarde dane: prognozy dotyczące stopy zastąpienia to dobrej jakości symulacje, więc nie ma już wątpliwości, że relacja średniej emerytury do ostatniego wynagrodzenia będzie się drastycznie pogarszać. Bez dodatkowego wsparcia, czyli dobrowolnego III filaru, nie będzie zatem możliwe utrzymanie komfortu życia zbliżonego do tego przedemerytalnego.

Na ten podatny grunt trafia oferta IKE i IKZE, która idealnie łączy się z innym globalnym fenomenem – funduszami ETF. To instrumenty proste i zrozumiałe dla klientów – nie wymagają samodzielnej selekcji spółek i analizowania raportów finansowych.

Nowy typ emerytalnego inwestora

Rośnie nie tylko liczba otwieranych kont, ale przede wszystkim zmienia się profil osoby, która decyduje się na długoterminowe oszczędzanie. – Obserwujemy spadek średniego wieku inwestora – zaznacza Maksymilian Skolik. I wyjaśnia, że to już nie domena ludzi w średnim wieku, ale coraz częściej osób młodych, które rozumieją potęgę procentu składanego. Co istotne, zaczynają oni od oszczędzania mniejszych kwot. Bo choć limity wpłat na IKE i IKZE są już znaczące (łącznie ok. 36 tys. zł rocznie, a dla samozatrudnionych ponad 40 tys. zł), to nie trzeba ich wypełniać od razu.

– Jeżeli ktoś jest na takim etapie życia, że może teraz inwestować 5 tys. zł, to oczywiście warto zacząć to robić. I też bardzo dużo takich przypadków widzimy – mówi Skolik. Dodaje, że kluczowa dla długoterminowego oszczędzania jest powtarzalność, czyli systematyczne zasilanie konta co roku. Wskazuje, że można zacząć inwestować nawet od kwoty 100 zł.

Bardzo pozytywną tendencją jest rosnący udział kobiet wśród inwestorów. Jak przypomina dyrektor BM mBanku, historycznie ten odsetek był relatywnie niewielki, nawet poniżej 10 proc. Od kilku lat rośnie, szczególnie dynamicznie właśnie w segmencie IKE i IKZE.

Geograficznie wciąż widać przewagę osób pochodzących z miast, gdzie, jak sugeruje Maksymilian Skolik, może panować trochę większa świadomość tego problemu i zrozumienie, że państwo nie będzie w stanie zadbać o naszą emeryturę w wystarczającym stopniu.

Jeśli chodzi o wiek, w którym warto rozpocząć przygodę z długoterminowym oszczędzaniem, to żelazna zasada brzmi: im wcześniej, tym lepiej. O długim terminie w zakresie inwestowania mówimy, gdy horyzont inwestycyjny to przynajmniej dekada. Inwestowanie na giełdzie na kilka lat przed emeryturą jest natomiast ryzykowne.

– Zdarzają się kilkuletnie okresy bessy. Wtedy inwestujący 60-latek mógłby krótko przed osiągnięciem wieku emerytalnego utracić znaczną część wartości inwestycji. To byłby pechowy przypadek, ale z takim trzeba się liczyć. Dlatego wówczas portfel powinien być oparty w większym stopniu na bezpiecznych instrumentach, takich jak obligacje – radzi Maksymilian Skolik.

Od spekulanta do pasywnego inwestora

Zmiany demograficzne to jedno, ale prawdziwa rewolucja dokonała się w mentalności. Dzisiejszy klient biura maklerskiego od tego sprzed dekady różni się fundamentalnie.

– Klient sprzed dekady to taki, który często odwiedzał punkty obsługi klienta, interesował się właśnie spekulacją na akcjach, szukał jakichś pojedynczych spółek, gdzie upatrywał możliwości szybkiego wzrostu ich wartości – opisuje Maksymilian Skolik. Było to zajęcie czasochłonne, trudne i, jak przyznaje ekspert, nie stanowi ono optymalnej formuły długoterminowej. Dzisiejszy inwestor, szczególnie ten emerytalny, wybiera inaczej. Zamiast aktywnego handlu stawia na pasywne, globalne fundusze. Dlaczego? Z dwóch powodów: prostoty i kosztów.

Jak zauważa Skolik, liczne badania historyczne wskazują, że profesjonalni zarządzający nie są w stanie pokonać rynku. Jednocześnie za swoje próby pobierają wysokie opłaty.

– Opłata w ETF-ie za zarządzanie roczne to jest często w granicach 0,1 proc. rocznie, podczas gdy taka sama opłata w przypadku aktywnie zarządzanych funduszy inwestycyjnych może być nawet 20 razy większa – wylicza dyrektor BM mBanku. Ta różnica ma kolosalne znaczenie w długim terminie, ponieważ, jak obrazowo ujmuje ekspert, wysokie koszty bardzo redukują kapitał i ograniczają potencjał wzrostu z roku na rok.

Globalizacja portfela, czyli koniec „home bias”

Polacy nie tylko wybierają same ETF-y, lecz także stawiają na ETF-y globalne. Oferta biur maklerskich, taka jak oferta promocyjna w mBanku (ponad 450 ETF-ów z Londynu, Frankfurtu czy Warszawy), daje szeroki wybór. Okazuje się jednak, że klienci nie błądzą.

– Zdecydowanie największym zainteresowaniem cieszą się ETF-y na globalne indeksy akcji – stwierdza Maksymilian Skolik. Pozwalają one jednym kliknięciem kupić ekspozycję na spółki amerykańskie, azjatyckie i europejskie. Bardzo popularne są także ETF-y na amerykański indeks S&P 500, co jest logiczne, gdyż, jak przypomina dyrektor, rynki rozwinięte to w około 2/3 i tak spółki z USA, takie jak Nvidia, Apple, Meta czy Tesla.

Czy to oznacza, że Polacy faktycznie korzystają z globalnej dywersyfikacji i porzucają home bias, czyli tendencję do inwestowania na własnym podwórku?

– Dokładnie tak – potwierdza Maksymilian Skolik i dodaje, że tendencja jest uderzająca. Jak zerkałem na TOP10 pozycji naszych klientów, to dopiero na 10. miejscu pojawiał się ETF na akcje polskie i to jeszcze na indeks WIG40, czyli te średnie spółki, a nie WIG20 – relacjonuje. Ta globalizacja w portfelach to trend ostatnich pięciu–sześciu lat, a napędziły go dwa czynniki. Pierwszym była sama dostępność – to właśnie kilka lat temu polskie domy maklerskie zaczęły szerzej oferować rynki zagraniczne. Drugim, kluczowym, była edukacja.

– I to ta realizowana zarówno przez firmy inwestycyjne, jak i przez influencerów finansowych – podkreśla Maksymilian Skolik. To oni pokazali zalety ETF-ów: prostotę, dywersyfikację, niskie koszty i idealne dopasowanie do kont IKE i IKZE.

Potrzebna kampania społeczna

Mimo dynamicznego wzrostu IKE i IKZE wciąż nie są rozwiązaniami masowymi. Co stoi na przeszkodzie? Według Maksymiliana Skolika problem nie leży już w samych produktach.

– Od strony formalnej te rozwiązania są bowiem naprawdę bardzo dobre – ocenia, wskazując na wysokie, rosnące wraz z wynagrodzeniami limity wpłat. Brakuje jednak systemowego wsparcia w popularyzacji tych rozwiązań. Potrzeba wsparcia ze strony kampanii społecznej – diagnozuje dyrektor BM mBanku. I przypomina, że przy wprowadzaniu PPK mieliśmy kampanię promującą ten program, a ponad dwie dekady temu podobnie intensywnie komunikowano start otwartych funduszy emerytalnych.

– W przypadku IKE i IKZE nigdy takiej kampanii społecznej popularyzującej używanie tego typu kont nie było. Dlatego ciężar komunikowania ważnych benefitów podatkowych tych rozwiązań wzięły na swoje barki firmy inwestycyjne oraz środowiska influencerów finansowych – podsumowuje Maksymilian Skolik. Wedle jego obserwacji państwo w zakresie promocji III filaru zrobiło relatywnie niewiele. A szkoda, bo mogłoby to wyraźnie zwiększyć popularność IKE i IKZE.

Popularyzacja IKE i IKZE oraz zachęcanie do zadbania o swoją finansową przyszłość na emeryturze są niezwykle ważne. Firmy takie jak mBank prowadzą różnorodne działania, by budować świadomość odbiorców w tym zakresie. W ostatnim czasie mBank otworzył przestrzeń pod nazwą Jedna Trzecia, w której popularne produkty – takie jak: kawa, sok, mleko czy płyn do naczyń – dostępne są wyłącznie w jednej trzeciej zawartości pojemników. W ten nietypowy sposób bank pokazywał, jaka może być codzienność, jeżeli prognozy się sprawdzą i stopa zastąpienia faktycznie będzie wynosić 30 proc., a przyszli emeryci otrzymają tylko jedną trzecią środków, do których są dziś przyzwyczajeni.

Partner

ikona lupy />
Materiały prasowe