2018 r. był świetny dla polskiej gospodarki: zaskakująco wysoki wzrost PKB, niskie bezrobocie, niższe tempo wzrostu cen niż wynikałoby to z prognoz - oceniła dla PAP prof. Elżbieta Mączyńska, szefowa PTE. Na dobrej koniunkturze skorzystał m.in. handel i deweloperzy, bo budownictwo mieszkaniowe kwitnie.

"Rok 2018 był świetny dla polskiej gospodarki, przyjemnie jest ekonomiście mówić o takich wynikach. Zaskoczyły one większość analityków" - powiedziała prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.

Wskazała, że z prognoz, nie tylko polskich ekspertów, ale także czołowych instytucji międzynarodowych, wynikało, że te wskaźniki będą gorsze.

"Tymczasem rok 2018 prawdopodobnie skończy się ponad pięcioprocentowym wzrostem PKB, czyli wartości nowowytworzonej, mówiąc w uproszczeniu sumą zysków i płac" - podkreśliła prof. Mączyńska.

Zaznaczyła, że taka wielkość jest "przedmiotem marzeń wielu krajów". "W większości państw europejskich tempo wzrostu PKB jest bowiem znacznie niższe, średnia unijna również jest niższa" - powiedziała.

Reklama

Jak zaznaczyła ekonomistka, wysokiemu tempu wzrostu gospodarczego towarzyszy niskie bezrobocie, najniższe od 28 lat (wg danych GUS - poniżej 6 proc.).

"Inflacja też zaskoczyła in plus - tempo wzrostu cen jest niższe niż wynikałoby to z prognoz większości ekonomistów" - powiedziała. Równocześnie, jak dodała, poprawiła się sytuacja pod względem inwestowania: zwiększyło się tempo inwestowania, jeśli chodzi o inwestycje publiczne, lepiej są wykorzystywane fundusze europejskie.

Wskazała jednak na wciąż zbyt niskie tempo inwestowania przedsiębiorców prywatnych. "Ale zwykle jest tak, że inwestycje publiczne stopniowo angażują też inwestorów prywatnych; jeśli buduje się np. autostradę, to koniec końców realizują to inwestorzy prywatni" - powiedziała.

Prof. Mączyńska zwróciła też uwagę na rosnące tempo robotyzacji. "Wprawdzie Polska jako kraj jest w ogonie listy rankingowej w UE pod względem nasycania gospodarki robotami, ale pozytywne jest to, że szybko rośnie dynamika wdrażania robotów, czyli stopniowo nadrabiamy dystans w stosunku do krajów UE" - wyjaśniła. Dodała, że wynika to z sytuacji na rynku pracy: niski poziom bezrobocia, oznacza, że pracodawcy mają coraz więcej trudności w pozyskiwaniu pracowników, zwłaszcza dostatecznie wykwalifikowanych, w związku z czym, zmuszeni są do podnoszenia płac. A ponieważ szybko rosną koszty pracy, pracodawcy zaczynają szukać pracooszczędnych rozwiązań, związanych m.in. z wdrażaniem najnowocześniejszych technologii cyfrowych - dodała.

Ekonomistka wskazała, że polski rynek pracy cechuje niska stopa zatrudnienia (liczba osób, które pracują w stosunku do liczby osób w wieku produkcyjnym). "Mamy ten wskaźnik na poziomie znacznie niższym niż inne kraje, np. w państwach skandynawskich stopa zatrudnienia tak liczona przekracza 80 proc., a u nas w różnych okresach kształtowała się w okolicach 60 proc., czyli ponad 20 pkt proc. dzieli nas od państw, które lepiej potrafią zarządzać rynkiem pracy" - powiedziała.

Dodała, że wielkim problem jest u nas aktywizacja osób, które mogłyby pracować, ale tego nie robią. Zastrzegła przy tym, że w analizie wskaźnika poziomu zatrudnienia trzeba uwzględnić fakt, że istnieje szara strefa. "Na szczęście zmniejsza się, ale sporo osób, które nie są rejestrowane jako zatrudnione, czyli nie mają etatów, umów o dzieło czy zleceń w rzeczywistości często jednak pracują" - przypomniała.

Prof. Mączyńska podkreśliła, że sukces ma to do siebie, że może oślepiać. "Żeby nie oślepił, trzeba w czasach dobrej koniunktury przygotowywać się na okresy gorsze, ale też zwracać uwagę na negatywne strony, które występują w naszej gospodarce" - powiedziała.

Za jedną z nich uznała kwestie prawne. "Z badań, które prowadziliśmy w Szkole Głównej Handlowej na temat bankructw przedsiębiorstw wynika, że wszystkie przedsiębiorstwa (zarówno te o dobrej, jak i złej kondycji) podkreślają, że najbardziej doskwiera im zmienność regulacji prawnych i gąszcz prawny, w którym gubią się zwłaszcza małe i średnie przedsiębiorstwa, tym bardziej, że zwykle nie stać ich na korzystanie z profesjonalnych i na ogół drogich usług doradczo-podatkowych" - wskazała. Oznacza to, że przedsiębiorstwa ponoszą koszty tzw. transakcyjne, czyli te których mogłoby nie być, gdyby system prawny był bardziej przejrzysty.

"Konstytucja Biznesu, jak wynika z rozmów z przedsiębiorcami, została pozytywnie przyjęta, ale obowiązuje od niedawna i trudno już teraz ocenić jej rzeczywiste efekty. Przedsiębiorcy muszą się też oswoić z nowymi regulacjami. Na ogół reagują na te zmiany pozytywnie, podkreślają, że to jest krok w dobrą stronę" - powiedziała.

Zwróciła uwagę, że wzrost gospodarczy w naszym kraju od kilku lat napędzany jest głównie konsumpcją. "Tzn. że ludzie mają pieniądze i mają za co kupować, ale taki wzrost ma ograniczenia" - wskazała. Zaznaczyła, że aby wzrost był trwały trzeba inwestować - wprowadzać nowe technologie, nowoczesne maszyny, urządzenia. "Niski poziom inwestowania jest piętą achillesową naszej gospodarki" - powiedziała.

Dodała, że wszystkie gospodarki rozwinięte cechuje syndrom gospodarki nadmiaru, tzn. że popyt nie nadąża za wzrostem produkcji, powstają problemy z pozyskiwaniem nabywców oferowanych wyrobów i usług. "Problemem współczesnego rozwiniętego świata nie jest produkcja, bo półki uginają się od wszelkiego rodzaju dóbr. Świat napotyka na barierę popytu, która sprawia, że pracodawcy i przedsiębiorcy zanim podejmą decyzję o inwestycjach, zastanawiają się czy znajdą nabywców na swoje produkty" - wyjaśniła.

Według niej problemem jest też to, że w przedsiębiorstwach rosną zasoby środków pieniężnych (jest nadpłynność), ale to nie przekłada się na inwestycje rzeczowe.

Zwróciła też uwagę, że obecnie inflacja nie przekracza 2 proc. Taki poziom jest korzystny dla gospodarki, ale przedsiębiorcy nie mają pewności, czy będą mieli dostateczną liczbę nabywców na swoje produkty i czy ich ceny nie będą spadać - wyjaśniła. Dodała, że przestawienie wzrostu gospodarczego z "ciągnionego przez konsumpcję na wzrost napędzany przez inwestycje" z czasem musi nastąpić, m.in ze względu na rosnące koszty pracy.

Według prof. Mączyńskiej na dobrej koniunkturze w polskiej gospodarce skorzystał w tym roku m.in. handel, ale też budownictwo mieszkaniowe, deweloperzy. "Rośnie zasobność ludzi wskutek poprawy koniunktury, a w związku z tym zwiększa się skłonność do oszczędzania i inwestowania. "Rosnąca zasobność gdzieś musi znaleźć ujście, stąd boom mieszkaniowy, którego doświadczamy" - powiedziała. Dodała, że specjaliści od rynku mieszkaniowego przestrzegają jednak, że trzeba się liczyć ze zmianą trendu na tym rynku. "Stopniowo wzrost zainteresowania nabywaniem mieszkań będzie miał tendencję słabnącą" - oceniła.

>>> Czytaj też: Płace w firmach wzrosły o 7,7 proc. GUS podał dane za listopad